Sieroty miasta: rdzenne dzieci w La Laguna

Wśród grupy dzieci uczęszczających do letniej szkoły w Casa del Cerro w Torreón, jest i ona. Nosi ubrania z Rarámuri i ma spojrzenie, które przywołuje wspomnienia innych górskich regionów. Jest spadkobierczynią języka, tradycji i starożytnych zwyczajów, które rzadko znajdują wyraz w miastach.
Ma na imię Lupita, ma 16 lat i mówi mi, że straciła rachubę, jak długo mieszka w Torreón. Wraz z matką i czwórką rodzeństwa opuściła górzysty region Chihuahua w poszukiwaniu lepszych możliwości.
Lupita, mieszkanka miasteczka Napuchí, gdzie pasmo Sierra Madre Occidental wznosi się niczym kręgosłup niekończących się gór, spędziła dzieciństwo wędrując po jego zboczach i zgłębiając pamięć swojego ludu.
Dziś błąka się po La Lagunie niczym sierota oderwana od swojej ziemi, uwięziona na niewidzialnej granicy między dwoma światami: świata jej korzeni i świata nowoczesności, która, daleka od uznania jej praw kulturowych i językowych, popycha ją do ich rozmywania.
I choć Konstytucja przyznaje im takie same prawa jak każdemu innemu dziecku w Meksyku, dzieci tubylcze w La Laguna dorastają w cieniu historycznego długu, którego nikt nie chciał spłacić.
Pilną potrzebą jest prawdziwa integracja: według danych Narodowego Instytutu Statystyki, Geografii i Informatyki (INEGI) z 2020 r. w samym Torreón 16 130 osób w wieku trzech lat i starszych zadeklarowało przynależność do społeczności tubylczej.
Lupita jest częścią tej rdzennej obecności, która rozwija się w mieście bez polityki publicznej chroniącej jego starożytne tradycje. Jej matka przekazała język swojego ludu niczym prastare nasiono, ale nauczyła ją również hiszpańskiego, wiedząc, że będzie to klucz do przekroczenia drzwi do obcego świata. Teraz Lupita żyje między dwoma brzegami: z jednej strony echo jej gór i głos przodków; z drugiej ostry hałas miasta, które dopiero uczy się ją rozpoznawać.
Gazeta ta, zainteresowana obecną sytuacją dzieci rdzennych w La Laguna, zbadała programy oferowane przez region, mające na celu wspieranie ich wszechstronnego rozwoju, nie tylko poprzez edukację i dostęp do opieki zdrowotnej, ale także poprzez ochronę ich dziedzictwa kulturowego.
Ponadto, oczami etnologa Miguela Ángela Ciprés Guerrero, obecnego dyrektora Muzeum Regionalnego w La Laguna, zastanawiał się nad tym, jak wyglądała obecność rdzennej ludności na tym obszarze, a przede wszystkim, Z jakimi wyzwaniami mierzą się dziś dzieci z gór, mieszkające w mieście? W tej sprawie głos zabrał Vicente Aguilar, nieoficjalny przedstawiciel społeczności Triqui, która osiedliła się w Gómez Palacio od 1994 r.
Na koniec porozmawiała z Olivią González Zamarrón, artystką z Laguny, która jest przekonana, że sztuka może stać się schronieniem i narzędziem oporu, aby dzieci, podobnie jak Lupita, nie utraciły głosu swoich przodków, nawet pośród hałasu i społecznej obojętności.
DŁUG HISTORYCZNYEtnolog Miguel Ángel Ciprés Guerrero, obecny dyrektor Museo Regional de La Laguna, który szczegółowo przestudiował tę mapę obecności, przesiedleń i utraty kultury, wyjaśnił na potrzeby niniejszego raportu, że obecność tubylców w Comarca Lagunera jest szeroko znana i sięga daleko wstecz, nawet przed czasy przedhiszpańskie.
„Niestety, nie dysponujemy żadnymi zapisami pisanymi, ale dysponujemy dowodami archeologicznymi, takimi jak te znalezione w Cueva de la Candelaria, niedaleko Torreón: pochówki z tkaninami, ozdobami i szczątkami kostnymi, które świadczą o rytuałach i sposobie życia kultur, które już nie istnieją”.
Obecnie najbardziej widoczną społecznością są Rarámuri (lub Tarahumara), do których należy Lupita Przybyli ponad 60 lat temu, a wiele ich dzieci urodziło się w La Laguna, choć ich rodziny nadal uważają Chihuahua, szczególnie Huachochi, za swoje rodzinne miasto.
„Ale nie są jedyni. Są też Tsotsil i Tzeltal, ludy Majów, które zaczęły się tu osiedlać, choć są ledwo widoczne. Są też Mazahua, którzy przybyli ze stanu Meksyk trzy lub cztery dekady temu i tak zintegrowali się z życiem miejskim, że czasami znikają z krajobrazu społecznego”.
Wspomniał, że miasto było skrzyżowaniem dróg dla wielu z tych społeczności: migracji motywowanych pracą, rozwojem maquiladoras czy potrzebą ucieczki przed niekorzystnymi warunkami w miejscach pochodzenia. Problem, ostrzegł, polega na tym, że środowisko miejskie nie zawsze oferuje warunki do zachowania ich języków i zwyczajów.
„Szkoła jest katalizatorem zmian. Nie zawsze chcę nazywać to zerwaniem, ale rzeczywiście generuje rozbieżność kulturową. Wiele dzieci uczy się języka ojczystego w domu, ale poza nim wszystko dzieje się po hiszpańsku. I to stopniowo zmienia przekazywanie wiedzy. Nie chodzi tylko o to, że język zanika; zmienia się również miejsce, jakie społeczność zajmuje w mieście”.
Dla Ciprésa, rdzenne dzieci w La Laguna stoją przed podwójnym wyzwaniem: adaptacją do „potwora zwanego miastem”, nie pozwalając jednocześnie, by ta adaptacja wymazała je z ich tożsamości kulturowej. A to wymaga czegoś więcej niż tylko pisanych praw.
„Konstytucja gwarantuje prawa, owszem, ale to model abstrakcyjny. Trzeba go wdrażać poprzez bezpośrednie działania. I to nie tylko zadanie państwa: społeczeństwo obywatelskie musi również uznać innych za równych pod względem godności i praw”.
Przyszłe perspektywy będą zależeć od tego, jak miasto włączy je w swoje zmiany. Jeśli nie będzie woli, ostrzega, przyszłe pokolenia będą dorastać bez bogactwa kulturowego, które dziś ledwo przetrwało.
„Naszym obowiązkiem jest uznanie inności. Zaakceptowanie, że są ludzie, którzy myślą inaczej, wierzą inaczej, mówią inaczej, ale są warci tyle samo. Tylko w ten sposób możemy wyobrazić sobie przyszłość, w której te dzieci będą dorastać z godnością, a ich korzenie pozostaną żywe”.
GŁOS TRIQUI GOMEZA PALACIONa ulicy Victoria w Gómez Palacio, niedaleko rogu ulicy Centenario, kolorowe stragany z tkaninami i haftem są częścią codziennego życia mieszkańców gminy od co najmniej 30 lat.
Vicente Aguilar, członek społeczności Triqui związanej ze stanem Oaxaca, mieszka tam od czwartego roku życia. Teraz, jako dorosły, pełni funkcję nieoficjalnego rzecznika swojej grupy etnicznej, która, według jego obliczeń, zamieszkuje Gómez Palacio od 1994 roku.
Przybyli jako goście wujka, który już przyjechał z Oaxaca, chociaż w tym czasie jego rodzina mieszkała w mieście Meksyk.
„Wszyscy jesteśmy rodziną” – wyjaśniła, wskazując na osoby pracujące wokół niej. Wśród nich jest jej matka, Francisca, matriarcha grupy, która liczy około 11 dzieci.
Vicente powiedział mi, że większość z nich urodziła się w La Laguna, choć dodał, że przynajmniej w swoich wspomnieniach i gestach zachowali korzenie gór Oaxaca.
Język Triqui wciąż słychać w ich rozmowach. Nawet gdy przeprowadzam wywiad, dwójka dzieci, w wieku około pięciu lat, rozmawia ze sobą w języku swoich przodków, co jest znakiem, że ziemia wzywa, bo choć nawet nie mieszkają w społeczności Triqui w Oaxaca, są w jakiś sposób związani ze swoimi korzeniami.
„Dzieci rozumieją to, ale już prawie nie mówią. W szkole wszystko jest po hiszpańsku, i z sąsiadami też” – ubolewał Vicente.
Krosno tkackie z tylnym rzemieniem wciąż jest jedną z praktyk, które podtrzymują. Trzy żerdzie wbite w ziemię wystarczą, aby rozpocząć proces tkania, który, nić po nici, nadaje kształt sukienkom, torbom i bluzkom, a jego ukończenie może zająć miesiące, a nawet lata.
„Suknia ślubna, ze wszystkimi jej szczegółami, może zająć dwa lata” – wyjaśnił Vicente, z dumą demonstrując, jak dwie kobiety na podłodze tkają i tkają. Chociaż rzecznik przyznaje, że surowce są już lokalne, wiedza i tradycja pochodzą od poprzednich pokoleń społeczności Triqui.
W Gómez Palacio, powiedział mi, nie ma formalnej grupy, która artykułowałaby swoją kulturę lub organizował regularne wydarzenia promujące ich tradycje. Utrzymują oni jedynie rodzinne uroczystości i niektóre ceremonie dostosowane do klimatu i kontekstu miejskiego.
Jednym z najważniejszych jest narzucenie huipila dziewczętom, które osiągnęły wiek uważany za początek dorosłości. Obchodzą również Dzień Zmarłych: każda rodzina stawia własny ołtarz i odwiedza pozostałe, podobnie jak na wsi, choć tutaj upał i miejskie życie zmuszają do modyfikacji dat i szczegółów.
Adaptacja do miasta nie wymazała całkowicie wspomnień o rodzinnym mieście, ale narzuciła mu ciszę. Vicente wspominał, że gdy miał cztery lata, dokuczanie i dyskryminacja były częścią jego codziennego życia w szkole.
„Bili nas, wyśmiewali… bardzo się męczyliśmy” – powiedziała. Teraz jej dzieci i inne dzieci, dodała, nie przechodzą już przez to samo: naturalnie poruszają się po hiszpańsku, mają przyjaciół i są w pełni zintegrowane z życiem szkolnym. Jednak ta integracja ma swoją cenę: język zanika, a tradycje są postrzegane raczej jako jednorazowe wydarzenia niż jako część rutyny.
Ekonomicznie społeczność utrzymuje się ze sprzedaży wyrobów rzemieślniczych, biżuterii, a ostatnio także zabawek i artykułów komercyjnych, które przyciągają większą liczbę klientów.
„Nie możemy sprzedawać tradycyjnych tekstyliów, bo nie sprzedają się już tak dobrze” – przyznał Vicente. Tkaniny tkane na krośnie tkackim wciąż znajdują nabywców, ale uczciwa cena i czas produkcji, liczony w miesiącach, a nawet latach, kłócą się z szybkim, tanim konsumpcjonizmem panującym w mieście.
W tym kontekście pytam Vicentego, czy mógłby poprosić władze o coś, co promowałoby ich kulturę i chroniło ich tradycje. O co by poprosił? Mówi mi, że być może chciałby, aby co roku odbywało się wydarzenie upamiętniające kulturowe znaczenie Triquis w Gómez Palacio. Przyznaje jednak, że „wymagałoby to przeniesienia stamtąd całej bandy i jest kosztowne. Czasami rozmawiamy o tym między sobą, ale to pozostaje tylko pomysłem”.
Tymczasem robi, co może. Od czwartego roku życia pozostaje przy straganach na Victoria Street w Gómez Palacio, z konieczności, ale także w akcie oporu. Vicente i jego rodzina podtrzymują dziedzictwo swoich przodków w mieście, które – według badań przeprowadzonych w niniejszym raporcie – nie potrafi docenić i zachować bogactwa kulturowego, które ich otacza.
elsiglodetorreon