Przetestowaliśmy dla Was lot paralotnią w tandemie z dachu Var: emocje gwarantowane

„Lepiej żałować, że jest się na ziemi, niż żałować, że jest się w powietrzu”. To zdanie powtarza mi Serge Deschodt, sekretarz klubu paralotniowego Lachens. Ten pasjonat swobodnego latania wie o tym co nieco. Od 40 lat co tydzień rozkłada skrzydło, aby, jak sam to określa, uprawiać „najlepszy sport szybowcowy”. Kiedy więc dowiedziałem się, że będę z nim leciał po raz pierwszy, skorzystałem z okazji. A właściwie wystartowałem, bo w paralotniarstwie się nie „skacze” !
Ale przed każdym startem należy spełnić kilka warunków: wysłuchać prognozy pogody i krótkofalówki. To daje definitywne informacje o średniej i maksymalnej prędkości wiatru. Więc jeśli „nie poleci” , nie ma mowy o udawania głupca. Na szczycie góry Lachens, wznoszącej się na 1714 metrów nad poziomem morza, nie ma miejsca na błąd. Dowiaduję się na dachu Var, że warunki nie są optymalne. Jest trochę późno i wiatr się nie pojawia. Chociaż mam pełne zaufanie do tego entuzjasty paralotniarstwa, na mojej twarzy maluje się cień rozczarowania.
Start z pasa zachodniego
Na szczęście otwiera się przed nami okno możliwości na drugim pasie startowym, poniżej, na zachodzie. Podmuchy wiatru są zróżnicowane i prawdopodobnie osłabną w najbliższych minutach. Instruktor zabiera się więc do rozwijania żagla. Słucham ostatnich słów rady, zaintrygowany delikatnością lin, które miały nas utrzymać na tym dużym, 40-metrowym kawałku płótna. W okularach przeciwsłonecznych, z kaskiem przykręconym do głowy, startuję wielkimi krokami, a Serge z tyłu pociąga za sznurki. „Spróbuj jeszcze raz, zaraz dotkniemy ziemi!”
Na moment ogarnia mnie uczucie bycia Tomem Cruisem w Top Gun ... Tyle że nie siedzę w myśliwcu i lecimy jakieś dziesięć kilometrów na godzinę. A potem nie ma czasu na fantazjowanie. Mocno naciskam na zbocze, na zbocze.
I to już wszystko, w końcu startujemy. Ulga. Patrzę, jak ziemia ustępuje mi spod stóp, a równiny się kurczą. Cztery żagle dominują nad bocage, w uroczystej ciszy, która pozwala nam delektować się baletem paralotniarzy. Do tańca dołącza również kilka drapieżnych ptaków. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, to wariometr pierwszy przerywa ciszę. Ten przyrząd, mierzący prędkość pionową w metrach na sekundę, wydaje raczej niepokojący dźwięk. I nie bez powodu: tracimy wysokość.
„Musimy wziąć prąd termiczny” – mówi mój towarzysz lotu. Ale jak znaleźć niewidzialną kolumnę powietrza, która pomoże nam odzyskać wysokość? W obliczu narastającego niepokoju staram się zoptymalizować przewidywany upadek. Na plecach? Worek prawdopodobnie zamortyzuje uderzenie. Wracam myślami do moich szacunków przeżycia, gdy przechodzę przez mosty, patrząc przez parapet na wysokość dzielącą mnie od pustki.
Aerologia: podstawowa nauka paralotniarstwa
Zmiana hałasu. Wariometr przerywa moją introspekcję, odzyskujemy wysokość. Krótka przerwa pozwala instruktorowi w pedagogiczny sposób wyjaśnić mi podstawy aerologii: dynamiczna, termiczna, laminarna, krzyżowa… szereg neologizmów trudnych do zrozumienia dla nowicjusza, jakim jestem. Stopniowo w mojej głowie zaczyna się formować pewien schemat. Dostrzegam kolumny powietrza, termiki, które graniczą ze wzgórzem na jego zboczach. Widzę, jak pojawia się trasa biegowa między Mont Lachens, górą Brouis i Bargème.
Po około trzydziestu minutach lotu lądujemy na jednym z pasów startowych, zgodnie z umową między klubem a prywatnymi właścicielami. Z prędkością zbliżamy się do równiny, po czym gwałtownie hamujemy nad ziemią. Rozumiem, że to właśnie w tym wyraża się gracja pilota. Nie ma więc mowy o chybionym lądowaniu: lądujemy na nogach! A przecież nie upadek jest najważniejszy, ale lądowanie.
Złamanie prawa dodawania: kwestia życia i śmierci
„Nie ma dobrych pilotów, są tylko starzy piloci” – żartuje Serge Deschodt. I nie bez powodu, każdego roku ginie kilku paralotniarzy, o czym świadczą liczne hołdy publikowane na stronie internetowej Francuskiej Federacji Lotnictwa Swobodnego. Aby ograniczyć ryzyko przedwczesnej śmierci, należy wziąć pod uwagę pewne czynniki: kondycję fizyczną, sprzęt, warunki pogodowe… Ważne: nie kumulować tych czynników, aby uniknąć słynnego „prawa dodawania” .
Dla Susan, niezależnej paralotniarki, która dojeżdża z nami do Lachens, zero ryzyka nie istnieje. Ale można ograniczyć nieoczekiwane. Susan uważa, że nie należy przeceniać swoich umiejętności i uważać na prawo dodawania, rodzaj kodeksu karnego dla paralotniarzy, którego naruszenie może kosztować życie. „Paraglotniarstwo to sport, który wydaje się bardzo łatwy, ale nie należy kumulować ryzyka: nie można testować nowego skrzydła, nowego punktu startowego i czuć się zmęczonym; to lekkomyślność” – wyjaśnia Serge, dodając: „Musisz stale uczyć się aerologii i z czasem stale doskonalić swoje umiejętności”.
W tym celu UCPA organizuje tygodniowe kursy z zakwaterowaniem od czerwca do września w La Roque-Esclapon. To doskonały sposób na naukę samodzielnego latania. To niezbędny pierwszy krok, zanim można ubiegać się o przyjęcie do klubu stowarzyszeniowego Lachens. Klub liczy 40 członków i pobiera roczną składkę członkowską w wysokości 50 euro, a dołączenie do niego wymaga bogatego doświadczenia: co najmniej tydzień szkolenia wprowadzającego, a następnie kurs zaawansowany, zanim będzie można szybować z głową w górze.
642. Spośród 642 zarejestrowanych raportów o wypadkach, 282 osoby zostały lekko ranne, a 182 poważnie. Łącznie zginęło 17 osób, w tym dwie w samolotach typu tandem.
Var-Matin