Dorastałem, nienawidząc kultury hokejowej, ale jako dorosły pokochałem grę w tę grę

Ta kolumna „Pierwsza osoba” to historia Jennifer LoveGrove, mieszkającej w Toronto. Więcej informacji na temat historii pisanych w pierwszej osobie znajdziesz w sekcji FAQ .
W liceum z przerażeniem patrzyłam na korytarz prowadzący do naszej stołówki: The Jock Hall. Tam oświetlenie było najsłabsze, a nauczyciele rzadko kiedy znajdowali się w pobliżu. Wzdłuż ścian, które stanowiły naszą strefę, stali wielcy, hałaśliwi i pożądliwi młodzi hokeiści, wykrzykując oceny do każdej dziewczyny, która przechodziła obok, komentując rozmiar jej stanika i barwnie opisując, co chcieliby zrobić tym, którzy nie mieli innego wyboru, jak tylko przejść obok.
Dziewczyny takie jak ja.
W naszym małym miasteczku Dunnville w południowym Ontario hokej był religią, a jego zawodnicy byli stawiani na piedestale. Choć nie dawałem tego po sobie poznać, bałem się ich; nienawidziłem hokeja i zastraszania, które on symbolizował.
Lata później, u progu trzydziestki i pogrążona w innym życiu w Toronto, zmagałam się z trudnościami. Byłam singielką, miałam depresję i czułam, że nigdzie nie pasuję – ani w nowej pracy w galerii sztuki, ani w miejskim środowisku literackim, ani tym bardziej w moim rodzinnym mieście. Lubiłam mieszkać w Toronto, ale brakowało mi kontaktu z ludźmi.
Nie bojąc się próbować nowych rzeczy, wiedziałem, że potrzebuję zmiany, ale czekałem na znak. Wtedy znajomy fotograf wspomniał o turnieju hokeja koedukacyjnego, w którym brał udział, i że po nim wystąpi jego zespół.
„Każdy zespół musi wnieść wkład artystyczny” – powiedział.
Opowiedział mi o Good Times Hockey League of the Arts, integracyjnej lidze hokejowej dla społeczności, skierowanej do artystów i osób o podobnych poglądach.

Byłem zaintrygowany – hokej i sztuka wydawały mi się nie do pogodzenia. Kreatywni ludzie, kobiety i mężczyźni, którzy nie wpasowywali się w mizoginistyczny schemat – nie byli częścią hokejowego świata, w którym dorastałem. To nie była przyjazna przestrzeń.
Zawsze trochę buntowniczy, wiedziałem wtedy, że muszę nauczyć się grać w hokeja i dołączyć do tej niekonwencjonalnej ligi. Dołączenie do niej nie było zdradą mojego młodego ja — było raczej powrotem do rzeczywistości.
Nieważne, że nigdy w życiu nie uprawiałem żadnego sportu. Kupiłem tanią parę męskich łyżew hokejowych w Canadian Tire i spędziłem zimę, próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości, szalejąc po odkrytych lodowiskach w Toronto. Potem dołączyłem do koedukacyjnej grupy „Naucz się grać w hokeja”.

Nauka gry w hokeja była wyzwaniem, ale ekscytującym doświadczeniem. Chociaż konsekwentnie byłem drugim najgorszym zawodnikiem w moich drużynach, w których przeważali mężczyźni, ciężko pracowałem, aby się uczyć. Zarówno instruktorzy, jak i bardziej doświadczeni zawodnicy zachęcali mnie i wspierali. Każde podanie bez upadku, każde podanie, którego nie chybiłem, i każdy strzał, który trafił w bramkę, wydawały się osiągnięciem. Każda nowa umiejętność prowadziła do następnej.
Wkrótce byłem tym zafascynowany. Spędzałem na lodzie cztery noce w tygodniu.
Kiedy dołączyłem do The Good Times Hockey League of the Arts, odkryłem kreatywną, hałaśliwą i przyjazną społeczność, w której czułem się dobrze. Byli tam inni pisarze, muzycy, kobiety, osoby queer i niebinarne. To zupełnie nie przypominało The Jock Hall.
Moim ulubionym wydarzeniem hokejowym był coroczny szczyt, turniej pełen muzyki, kostiumów, wystaw artystycznych i zbiórek pieniędzy na cele charytatywne, podczas którego drużyny i zawodnicy są nagradzani za kreatywność, uczciwość i koleżeństwo.
W pierwszym roku, w którym moja drużyna brała udział, przebraliśmy się w szkolne mundurki i zaśpiewaliśmy klasyczne piosenki z lat 70. z repertuaru Schoolhouse Rock!, przerobione na piosenki o hokeju. Piosenka edukacyjna „Three Is a Magic Number” stała się opowieścią o hat-trickach, ku uciesze naszej publiczności. Może i nie wygraliśmy żadnego meczu w ten weekend, ale za to zdobyliśmy nagrodę za nasz występ, co było jeszcze lepsze.

Gram w hokeja z przerwami od około 20 lat. Na arenach poznałem przyjaciół na całe życie. Poza wspólnym spędzaniem czasu na lodzie i w szatniach, jeździliśmy na wycieczki i wspólne wyjścia, doradzaliśmy sobie we wszystkim, od sprzętu hokejowego, przez zmiany pracy, po romanse, i wspieraliśmy się nawzajem w życiowych sukcesach i tragediach.
Czy moje doświadczenia z hokejem były idealne? Nie. Czy byłem świadkiem momentów toksycznej męskości i kultury macho w ligach, w których grałem z uwzględnieniem równości płci? Tak.
Różnica polegała na sposobie postępowania. Zawodnik, który wszczął bójkę, był natychmiast wyrzucany z gry. Agresywne zachowanie skutkowało karami i zawieszeniami. Rzadsze przypadki molestowania seksualnego lub niewłaściwego zachowania skutkowały wykluczeniem z ligi.
Trudniej było sobie poradzić z niegroźnymi mikroagresjami związanymi z płcią. Doświadczeni zawodnicy, którzy przeceniali zawodniczki, uważali mnie za protekcjonalnych. Kapitan drużyny, który pod koniec meczu oddał moją zmianę silniejszemu zawodnikowi, wydawał mi się niesprawiedliwy. Wiedziałem, że ta decyzja zwiększa nasze szanse na wygraną, ale bolało. Czasami dobrowolnie oddawałem swoją zmianę, zanim mnie o to poproszono, choć po cichu żałowałem skróconego czasu spędzonego na lodzie.
Ostatnio, w obliczu toksycznej kultury hokejowej, która stała się gorącym tematem po uniewinnieniu zawodników Hockey Canada oskarżonych o napaść na tle seksualnym, trudno mi pogodzić przemoc i mizoginię tak głęboko zakorzenione w hokeju z moimi 20-letnimi doświadczeniami w ligach rekreacyjnych, które przeżyłam głównie z radością, pewnością siebie i poczuciem wspólnoty.
Hokej ma reputację męskiego roszczeniowego w najlepszym razie, a w najgorszym – kultury gwałtu. Mimo to jedne z moich najwspanialszych wspomnień wiążą się z dźwiękiem moich łyżew wbijających się w świeżo wypolerowany lód. Nie wiem, jak poradzić sobie z tym dysonansem poznawczym.

Ale myślę, że zawodowy hokej mógłby się uczyć od lig, w których grałem, gdzie sprawiedliwość, inkluzywność i wspólnota były priorytetem. Mogliby przestać gloryfikować przemoc i agresję. Mogliby wprowadzić politykę zerowej tolerancji dla mizoginii i homofobii. Kobiety, osoby niebinarne i transseksualne mogłyby zarabiać tyle samo, co ich koledzy z NHL, a przynajmniej miałyby dostęp do dłuższego i lepszego czasu na lodzie.
Wówczas więcej osób będzie mogło cieszyć się grą, która może być ekscytująca i dodająca sił.
Widziałem już wiele prawdziwie kanadyjskich momentów hokejowych, które pokazują, jak lepiej grać w tę grę. Ale moim ulubionym jest chyba ten, gdy grałem na prawym skrzydle i natknąłem się na komentatora George'a Stroumboulopoulosa na środku lodowiska. Podniosłem jego kij i przejąłem krążek – a on upadł.
Jednocześnie oboje przeprosiliśmy.
Masz ciekawą historię osobistą, która może przynieść zrozumienie lub pomóc innym? Chcemy ją poznać. Oto więcej informacji o tym, jak nam ją przedstawić .
cbc.ca