Arsenal był szybszy niż kiedykolwiek i wygrał z Manchesterem United, ale czy nowy styl pozostanie z nami na dłużej, czy to tylko zbieg okoliczności?

Kluczowym tematem przedsezonu Arsenalu było przyjęcie bardziej zmiennego stylu gry, skrojonego na miarę ich flagowego nowego nabytku, Viktora Gyokeresa. Podczas gdy kiedyś drużyna Mikela Artety leniwie poruszała się po ostatniej tercji boiska, to lato było latem eliminacji pośredników. Może to jeszcze okazać się cennym wzmocnieniem dla, hmm, Arsenalu, ale to ostrzeżenie przed ryzykiem związanym z tą zmianą podejścia.
Arsenal był szybszy niż od lat, wpadając w wir akcji, atakując z impetem, próbując rozpocząć sezon od najsłodszego triumfu, tego odniesionego w Manchesterze United . Wydawało się, że zrobili to wbrew sobie, a nie dzięki czemuś, co udało im się zrobić dobrze. Arsenal był niezdarny w posiadaniu piłki, zdezorganizowany w obronie i niezgrabny w ataku. W ciągu trzech lat ich rywalizacji trudno byłoby znaleźć gorsze występy.
Na szczęście dla gości, niektóre z ich dawnych atutów wciąż pozostają. Kiedy Arsenal gra słabo, wystarczy mu jedna dobra piłka. Altay Bayindir miotał się, Riccardo Calafiori uniemożliwił Declanowi Rice'owi zdobycie gola przez Olimpico i było czego bronić. I tak było przez 80 minut, w sposób wręcz chaotyczny.
William Saliba emanował niepokojem w pierwszej połowie i choć poprawił grę z niskiej bazy, to i tak znalazł się na boisku, podbijając piłkę w bezpieczne miejsce, starając się nie stracić rzutu karnego w końcówce. Zaangażowanie Calafiori w atak było godne podziwu i z pewnością sprawiło, że Arsenal był lepszym zespołem w posiadaniu piłki, ale jednocześnie zachęciło Bryana Mbeumo do trzymania piłki wysoko i ryzykowania szybkimi stratami.
Jednak, bardziej niż pojedyncze osoby, ten mecz pokazał, jak Arsenal wygląda, gdy atakuje, zanim defensywa jest gotowa na odpoczynek. Szamotanina Saliby i Gabriela w pierwszej połowie odzwierciedla, jak mało czasu mieli na uspokojenie się po przeniesieniu piłki w środek pola. Jeśli chodzi o czas posiadania piłki i średnią liczbę podań, niewiele jest meczów, w których Arsenal grał tak szybko.
W okresie walki o tytuł mistrzowski nigdy nie grali z tak bezpośrednią szybkością, a różnica, z jaką przyspieszyli, jest imponująca. 2,02 metra na sekundę, z jaką zbliżali się do bramki, to o 55% więcej niż średnia z sezonów 2022/23, 2023/24 i 2024/25. Ich najszybszy mecz w ciągu ostatnich trzech sezonów, wygrana 3:0 z Bournemouth w maju 2024 roku, był o 16% wolniejszy. Nic dziwnego, że ich skuteczność podań była na poziomie dziesięciu zawodników, co pozwoliło im utrzymać prowadzenie na poziomie Etihad.
To był Arsenal, który trwał siedem sekund lub krócej. I nie był zbyt dobry. Jeśli wszystko to miało na celu szybkie podanie do Gyokeresa, to nie działało zbyt często, a w jednym przypadku, gdy udało mu się cisnąć w pole karne, wjeżdżając z preferowanej lewej strony, udało mu się dosięgnąć piłki. Problemy Gabriela Martinelliego charakteryzowały się uderzeniem z powietrza, które doprowadziło do tego, że Matheus Cunha przedarł się przez Rice'a i Martina Zubimendiego, a następnie z dystansu uderzył w Davida Rayę. Po dobrym początku Martin Odegaard zaczął tracić tempo, a szybkie i dynamiczne tempo nie wydawało się łatwe do zaakceptowania dla Bukayo Saki, który celowo rozprawiał się z jego obrońcą.
Nierozstrzygnięte pytanie brzmi, ile z tych szybkich kontrataków Arsenalu było celowe, a ile narzucone przez samą okazję. W końcu to było Old Trafford, cmentarzysko wielu znakomitych drużyn z północnego Londynu, a do tego w dniu otwarcia. Podopiecznym Rubena Amorima może brakowało presji w polu karnym do ostatnich minut, ale wyrównana gra pasowała drużynie z bocznymi obrońcami krążącymi po skrzydłach. Podopieczni Amorima nie są w stanie spowolnić budowania ataków w ogóle, tak jak Arsenal w niedzielę, a kiedy ich znani napastnicy zobaczyli gola, z radością go wykorzystali. Na poniższym wykresie widać 22 strzały United. Powodzenia w ich wypatrzeniu.
Z pewnością nie wydawało się, aby Arsenal pragnął tak otwartego meczu. Odegaard przyznał w wywiadzie w przerwie, że on i jego koledzy z drużyny byli „chwilami zbyt nerwowi”, a wprowadzenie Kaia Havertza na ostatnie pół godziny gry celowo przechyliło się w stronę opanowania. Nawet wtedy Kanonierzy byli zbyt gotowi, by podać piłkę do Niemca i liczyli na to, że uda mu się uniknąć dwóch czerwonych koszulek.
Lepsze drużyny ukarałyby Arsenal za takie występy. To, ile ich będzie, pozostaje kwestią otwartą. O ile istnieje dość jasne wytłumaczenie, dlaczego ich rywale w walce o tytuł, Liverpool, rozpoczęli sezon w tak nierównym stylu – transfery zapewniły im więcej ofensywnych umiejętności, ale mogły osłabić defensywę – to, co Andrea Berta pozyskał dla Artety, nie sugeruje, że Arsenal musi grać w ten sposób. Kiedy dodasz Zubimendiego do podstawowej linii pomocy, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zastosować poprzedni model taktyczny, „300 000 podań na połowie przeciwnika”, jak pamiętnie ujął to Arteta w 2022 roku.
To był Arsenal, grający źle, próbując jednocześnie wdrożyć nowy plan gry. Nie jest jasne, na ile którakolwiek z tych rzeczy sprawdzi się za tydzień, nie mówiąc już o decydującym momencie walki o tytuł. Nie jest natomiast jasne, że Arsenal zdobył trzy punkty w tradycyjny sposób. Dopóki stałe fragmenty gry się sprawdzą, Arteta prawdopodobnie będzie mógł pozwolić sobie na kilka kolejnych eksperymentalnych zagrań.
cbssports