Gaza umiera z głodu na oczach świata. Tak wygląda życie w strefie zagłady

Międzynarodowe naciski na Izrael nie przyniosły żadnych skutków. Mieszkańcy Strefy Gazy codziennie umierają z głodu lub giną, próbując zdobyć żywność dla swoich rodzin - słyszymy od Magdaleny Foremskiej z Polskiej Akcji Humanitarnej, koordynatorki pomocy natychmiastowej PAH.
Michał Misiura, Bankier.pl: Jak wygląda sytuacja w Strefie Gazy?
Magdalena Foremska, PAH: Gaza jest de facto prawie całkowicie odcięta od świata od marca. Jeżeli chodzi o pomoc żywnościową, wjeżdżają tylko ciężarówki związane z Gaza Humanitarian Foundation lub inne nieliczne transporty. Aby zmienić tę katastrofalną sytuację i klęskę głodu, która panuje na terenie całej Gazy, potrzebne jest pozwolenie na wjazd co najmniej 600 ciężarówek dziennie. To czego jesteśmy świadkami to absolutnie niewystarczająca pomoc. Te ciężarówki, które wjeżdżają na teren Gazy, nie docierają do punktów dystrybucyjnych, bo tuż po przekroczeniu granicy są oblegane przez zdesperowanych ludzi chcących zdobyć jakąkolwiek żywność dla swoich rodzin.
W Gazie brakuje też wody pitnej. Paliwo jest wpuszczane na jej teren w bardzo niewielkich ilościach, de facto tylko po to, by zapewnić podstawowe funkcjonowanie szpitali. Bez paliwa nie funkcjonują maszyny odsalające wodę. Ludzie nie mają wystarczającej ilości wody do picia. Dorośli piją często brudną wodę, ponieważ czystą oszczędzają dla swoich dzieci. Lekarze na miejscu informują o znacznym zwiększeniu się liczby pacjentów szukających pomocy z powodu chorób spowodowanych piciem silnie zanieczyszczonej wodu. Dlatego jako PAH zajmujemy się teraz przygotowaniem beczkowozów, które będą dostarczać bezpieczną do spożycia, czystą wodę w Strefie Gazy.
Będziemy także dostarczać wodę i naprawiać sanitariaty w miejscach, gdzie chroni się chroni się zmuszona do przesiedlenia ludność cywilna. W obecnej sytuacji mieszkańcy Gazy nie mogli się myć lub nawet uprać ubrań przez wiele tygodni. Pamiętajmy, że jest środek lata, temperatura w Gazie codziennie przekracza 30 stopni Celsjusza, więc potrzeba dostępu do wody, higieny jest niesamowicie pilna. To jest pomoc, którą możemy dostarczyć teraz, zaraz, nie czekając na pozwolenie na wjazd transportów humanitarnych, które czekają przy granicy z Gazą.

Wspomniała pani, że żeby zażegnać klęskę głodu w Strefie Gazy potrzeba 600 ciężarówek pomocy humanitarnej dziennie.
Dokładnie tak, tak szacują eksperci Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Ile ich wjeżdża w tym momencie?
27 lipca Izrael ogłosił tzw. pauzę taktyczną i otworzenie korytarzy humanitarnych na 10 godzin dziennie. Od tego czasu, wjeżdza około kilkudziesięciu ciężarówek dziennie. To absolutnie niewystarczające. A wiemy, że tysiące ciężarówek z pomocą żywnościową, gotowych do dystrybucji, stoją nadal na granicy Jordanii i Gazy oraz Egiptu i te ciężarówki nie mają pozwolenia na wjazd.
Od zeszłego tygodnia prowadzone są także zrzuty żywności z samolotów nad Gazą. My jako PAH, a także wszystkie organizacje humanitarne i agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych, jesteśmy absolutnie zgodni co do tego, że jest to bardzo zły pomysł.
Dlaczego?
To odwracanie uwagi od problemu, bo wygląda bardzo efektownie, ale jest to bardzo nieefektywny sposób udzielania pomocy. Przede wszystkim dlatego, że wszystkie te zrzuty z ostatnich kilkunastu dni to ekwiwalent może sześciu, siedmiu ciężarówek, nie więcej. Poza tym zrzuty są bardzo nieprecyzyjne. Już pierwszego dnia paleta trafiła w namiot z przesiedlonymi osobami i 11 z nich zostało rannych. W poniedziałek zginął pielęgniarz uderzony przez taką paczkę. Jest to więc nieefektywne, bardzo niebezpieczne i bardzo drogie. Jedynym sposobem, aby odwrócić katastrofę, mającą miejsce w Gazie, jest pozwolenie na wjazd transportów humanitarnych droga lądową.
Z jakiego powodu Izrael ich nie wpuszcza?
Izrael nie chce, aby pomoc była koordynowana przez ONZ i agendy ONZ-owskie. Z tego powodu stworzono Gaza Humanitarian Foundation, izraelsko-amerykański twór. Jest to tak naprawdę działalność komercyjna, poza systemem organizacji humanitarnych. To próba zmuszenia ONZ, aby współpracowała z tą fundacją. ONZ z kolei nie chce się na to zgodzić, ponieważ nie jest to organizacja typu "non-profit", a jej działalność nie ma nic wspólnego z Kartą Narodów Zjednoczonych. ONZ apeluje o otwarcie granic i zezwolenie pracownikom humanitarnym na ponowne koordynowanie dostaw pomocy.
Przypomnijmy, kiedy zajmowały się tym międzynarodowe organizacje, punktów dystrybucyjnych żywności było ponad 400, a dystrybucje odbywały się codziennie bez zakłóceń – nikt nie został ranny, nikt nie ginął. Gaza Humanitarian Foundation otworzyła cztery punkty dystrybucyjne na ponad 2 miliony ludzi. Z czego trzy punkty dystrybucyjne znajdują się na południu Gazy, w odległości kilkuset metrów obok siebie. Czwarty znajduje się w centralnej części Gazy. Ludzie, którzy mieszkają np. na północy, mają bardzo ograniczony dostęp i muszą iść 8, czasami 12 km w jedną stronę.
Od drugiej połowy maja, kiedy ta fundacja zaczęła działać, zdobywanie żywności stało się ogromnie niebezpieczne. Dystrybucje są przygotowane w sposób amatorski i odbywają się “pod karabinami”. Mamy do czynienia z ogromną liczbą ludzi, którzy są wygłodniali, jedzą posiłek raz na kilka dni, i są ogromnie zdesperowani, aby zdobyć cokolwiek do jedzenia dla swoich rodzin. Ponieważ punkty dystrybucji są źle skoordynowane i nieoznaczone, zwykle wygląda to tak, że gdy otwiera się brama, tłum głodnych ludzi biegnie w stronę paczek, aby chwycić cokolwiek. Dochodzi wtedy do chaosu. Żołnierze używają broni, aby, jak twierdzą, zapanować nad tłumem, strzelając albo nad głowami w powietrze, albo pod nogi.
Efekt jest taki, że codziennie ginie kilkanaście lub kilkadziesiąt osób próbujących zdobyć taką paczkę żywnościową dla swojej rodziny. Od drugiej połowy maja, kiedy fundacja rozpoczęła dystrybucje, w ten sposób zabitych zostało ponad 1400 Palestyńczyków. Widzimy więc, że to nie działa, jest nieefektywne, nie ma to żadnego związku z poszanowaniem godności ludzkiej i pomocą zgodną ze standardami humanitarnymi. Wiemy od ludzi na miejscu, którzy są tak zdesperowani, aby podjąć tę próbę, dojść do centrum i zdobyć paczkę, że żegnają się ze swoimi dziećmi i rodziną, tak jak gdyby nigdy mieli ich już nie zobaczyć, bo jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie.
Nawet gdyby bezpieczeństwo było zapewnione i te miejsca dystrybucyjne nie byłyby "polami śmierci", jak są nazywane, liczba wydawanych paczek jest wysoce niewystarczająca. Nie jest trudno się tego domyślić, bo cztery miejsca na terenie Gazy mają zapewnić żywność dla 2 milionów osób. Matematyka jest tutaj nieubłagana. Mamy do czynienia z ludźmi, którzy od wielu, wielu tygodni jedzą bardzo mało albo prawie nic. Ich organizmy są wyniszczone. Do punktów dystrybucyjnych dochodzą teraz tylko najsilniejsi i prawie codziennie kolejne osoby umierają z głodu, w większości dzieci, ponieważ one najszybciej odczuwają skutki skrajnego niedożywienia.
I taka sytuacja, jeśli chodzi o dystrybucję żywności, panuje w Strefie Gazy od wielu miesięcy?
Tak, 3 marca Gaza została odcięta od świata. Zakazano wjazdu jakimkolwiek ciężarówkom z pomocą pod egidą ONZ, co oznaczało zakaz wjazdu żywności, wody, leków, szczepionek - wszystkiego. Wtedy jeszcze były zapasy zgromadzone podczas kilkunastotygodniowego zawieszenia broni. Zaczęły się one kurczyć bardzo szybko w okolicach maja, i już wtedy było wiadomo, że Gazie grozi głód. Wtedy też podjęto decyzję, aby ominąć system ONZ-owski poprzez zatrudnienie fundacji - Gaza Humanitarian Fondation, która miała przejąć odpowiedzialność za dostarczanie żywności.
Odbyło się to jednak w taki sposób, że z 400 punktów dystrybucyjnych utworzono cztery. Te dystrybucje są kompletnie niezorganizowane i zagrażają zdrowiu lub życiu osób oczekujących na pomoc, tak jak już wspominałam. Do tego wydawane produkty są dość przypadkowe. Jeśli mamy do czynienia z populacją, która niemal w całości jest niedożywiona, osoby te muszą otrzymać zróżnicowane produkty, aby wzmocnić organizm i dostarczyć wszystkiego, czego potrzebuje. Tutaj to się nie dzieje.
Nawet jeżeli ktoś zdobędzie taką paczkę, nie zginie po drodze, i zdoła wrócić do domu, to są to rzeczy, które trzeba ugotować. A w Gazie nie ma wody ani elektryczności. Zostaje prowizoryczny opał. Wiemy od ludzi na miejscu, że palą wszystko: jakikolwiek plastik, palety, cokolwiek znajdą, żeby rozpalić ogień i przygotować żywność. Wiemy też od lekarzy, że w związku z tym, że ta żywność nie jest dopasowana do potrzeb wyniszczonego głodem organizmu, te osoby często lądują w szpitalu. Ich układ pokarmowy nie jest w stanie jej przyswoić i ludzie chorują.
Czyli ludzie będą dalej umierać w Gazie z głodu, jeżeli nic się nie zmieni?
I my, cały świat, jesteśmy tego świadkami.
Benjamin Netanjahu ogłosił plan całkowitej okupacji Strefy Gazy. Jak pani zdaniem zmieni się przez to sytuacja Palestyńczyków?
Bardzo trudno wyobrazić sobie jeszcze gorszą sytuację humanitarną w Gazie, dlatego że, jak mówiłam, mamy do czynienia z absolutną katastrofą, bez precedensu. Musimy też przypomnieć, że przez prawie dwa lata wojny mieszkańcy Gazy, czyli ponad 2 miliony ludzi, zostali zepchnięci do około 14% jej terytorium. Są to tereny wyznaczone jako “bezpieczne” strefy humanitarne. Proszę sobie wyobrazić, jaka to jest gęstość zaludnienia 2 miliony 100 tysięcy osób zostało zepchniętych z terenu, który odpowiadał mniej więcej wielkości Krakowa, do strefy zajmującej 14% jego powierzchni.
Warunki sanitarne to ogromne wyzwanie, dlatego że cała infrastruktura wodno-sanitarna została zbombardowana. Jest ogromnie gorąco, więc epidemie mogą rozprzestrzeniać się niezwykle łatwo. Na pewno to, o czym pan mówi, oznaczałoby jeszcze większe cierpienie mieszkańców Gazy, chociaż trudno to sobie wyobrazić. Jedynym rozwiązaniem tej katastrofy jest otwarcie bezpiecznego przejazdu dla transportów humanitarnych i oczywiście zawieszenie broni.
Naciski międzynarodowe na Izrael w jakikolwiek sposób będą w stanie zmienić tę sytuację?
Do tej pory nie zmieniły nic. Została pauza taktyczna, kilka zrzutów z samolotu i korytarz humanitarny, który bez odpowiedniego zabezpieczenia nie jest w stanie dostarczyć żywności. Ludzie w Gazie codziennie umierają z głodu, codziennie umierają, próbując zdobyć żywność dla swoich rodzin, żeby przetrwać. Nic się nie zmieniło do tej pory.
Czy społeczność międzynarodowa, rządy poszczególnych państw i ich mieszkańcy mogą w jakikolwiek sposób poprawić los Palestyńczyków z Gazy?
Myślę, że musimy przede wszystkim cały czas szukać sposobów, jak możemy pomóc teraz. Dlatego też PAH prowadzi teraz zbiórkę i będzie dostarczała bezpieczną do spożycia, czystą wodę. To jest coś, co możemy zrobić natychmiast. Musimy też cały czas naciskać i apelować, aby otworzono granice, aby wjechały transporty humanitarne.
Jestem przekonana, że musimy o tym mówić. Nie możemy zapominać o Gazie. Jest bardzo dużo dezinformacji w tej sprawie, więc korzystajmy ze sprawdzonych źródeł, ale też edukujmy się, bądźmy zainteresowani, co tam się dzieje. Jest to sytuacja bez precedensu,w którym ofiarami jest więcej niż 2 miliony bezbronnych cywilów: kobiety, dzieci, osoby starsze, osoby z niepełnosprawnościami, mężczyźni. Pod ostrzałem z każdej strony. Nie ma w Gazie bezpiecznego miejsca. Dzisiaj rano został zbombardowany szpital. Wszyscy obserwujemy to na swoich telefonach albo na ekranach telewizorów codziennie. Nie bądźmy obojętni, dlatego że milczenie jest przyzwoleniem - więc nie zapominajmy o Gazie.
—
Magdalena Foremska - koordynatorka pomocy natychmiastowej w Polskiej Akcji Humanitarnej (PAH), pracowała przy tworzeniu mobilnych klinik na Zachodnim Brzegu oraz projekcie dostarczenia pomocy żywnościowej w Strefie Gazy w 2024 roku.
Polska Akcja Humanitarna prowadzi zbiórkę, z której wszystkie środki zostaną przeznaczone na pomoc ludności cywilnej w Strefie Gazy. W tym dostarczanie jej mieszkańcom wody pitnej. Można ją wesprzeć na: https://www.pah.org.pl/wplac/
bankier.pl