Próbowałem wszystkiego, od swingu po poliamorię. Ale w wieku 76 lat wciąż jestem piekielnie napalony.

Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Netherlands

Down Icon

Próbowałem wszystkiego, od swingu po poliamorię. Ale w wieku 76 lat wciąż jestem piekielnie napalony.

Próbowałem wszystkiego, od swingu po poliamorię. Ale w wieku 76 lat wciąż jestem piekielnie napalony.

Większość mężczyzn zakłada, że ​​wiek wyciszy ich pożądanie. Że gdzieś po siedemdziesiątce pożądanie ustąpi miejsca wygodzie. Ale dla Benjamina, emerytowanego badacza behawioralnego i weterana wojny w Wietnamie, sytuacja jest odwrotna. Jego ciało zwolniło, ale libido nie.

Benjamin, mający 76 lat, nadal bardzo kocha swoją żonę, ale nie odczuwa pożądania seksualnego wobec kobiet w swoim wieku.

W tym wydaniu „Sekretnego życia mężczyzn” opisuje dekady małżeństwa, swingu i poliamorii, w których myślał, że rozumie seks, uczciwość i ludzkie potrzeby. Potem zakochał się w kobiecie, która okazała się oszustką kryptowalutową, i zrozumiał, że pożądanie nie słabnie z wiekiem – po prostu staje się bardziej skomplikowane.

( Imiona i dane identyfikacyjne bohaterów zostały zmienione w celu ochrony anonimowości.)

Benjamin, 76 lat, emerytowany badacz zachowań

Wstyd się przyznać, ale mogę zacząć od prawdy: mam 76 lat i nadal jestem piekielnie napalony.

Jestem wysoka, z postawą, która kiedyś przyciągała wzrok, a teraz przypomina mi tylko o rozciąganiu. Moje włosy posiwiały, skóra jest pokryta zmarszczkami, a nawet z aparatami słuchowymi nie słyszę połowy tego, co mówią ludzie. Ale pożądanie… pożądanie wciąż jest głośne.

W moim wieku ludzie oczekują, że złagodniejesz, że seks zamienisz na krzyżówki i nostalgię. Ale mój popęd seksualny nigdy tego nie zrozumiał. Jest tak samo uparty jak ja.

Ludzie, którzy mnie podniecają, to nie ci, którzy mnie pragną. Moja żona też jest po siedemdziesiątce i kiedy ją poznałem, była przepiękna: gęste włosy, cięty dowcip, ciało, które sprawiało, że zapominałem własnego imienia. Teraz jest łagodniejsza, wolniejsza, wciąż moja najlepsza przyjaciółka, ale już nie moja fantazja.

Seks, kiedy już się zaczyna, przypomina teatr. Biorę tabletkę, zaczynamy powoli i zamykam oczy, wyobrażając sobie siebie sprzed 30 lat. Czuję się winna, przyznając, że skoro mówi się nam, żeby „kochać zmarszczki”, wiek jest piękny. Może i jest. Ale nie mogę się posunąć do filozofii.

Kiedyś myślałam, że szczerość wystarczy. Że jeśli otwarcie mówisz o swoich pragnieniach, możesz przechytrzyć zazdrość i wyrosnąć z hipokryzji. Próbowałam wszystkiego: monogamii, swingu, poliamorii. Kiedyś myślałam, że miłość to posiadanie. Potem myślałam, że miłość to wolność. Teraz myślę, że miłość to wytrwałość – umiejętność pozostania w tym samym pokoju, gdy partner widzi cię w najbardziej ludzkiej formie.

W czasie, gdy świat był zajęty wymyślaniem seksu na nowo, ja byłem zajęty próbami utrzymania się przy życiu.

W 1970 roku miałem 19 lat i stacjonowałem na placówce nad rzeką w Wietnamie – rzekomo „bezpieczniejszej”, bo wstąpiłem do marynarki wojennej, a nie do wojska. Mieliśmy naprawiać radia. Zamiast tego spędzałem noce, obserwując, jak pociski smugowe przedzierają się przez drzewa. Raz kula trafiła w stalową gródź 30 cm nad moją głową. Potem każdy głośny dźwięk wydawał się testem, czy nadal chcę żyć.

Kiedy wróciłem do domu, Ameryka była nie do poznania. Woodstock był i minął. Beatlesi się rozpadli. Słowo miłość stało się elastyczne – rozciągnięte, by objąć wszystko, od protestu po pornografię. Ale nie czułem się wolny. Czułem się odrętwiały.

Mężczyźni w moim wieku wciąż pragną miękkości i ciepła. Większość kobiet w moim wieku pragnie stałości i troski. Każde z nich pragnie czegoś, czego drugie nie jest w stanie mu dać.

Jedyne, co mogło to przebić, to seks. Dawał mi poczucie życia, tak jak kiedyś walka: wysoka stawka, nieprzewidywalność, dowód, że wciąż tu jestem.

Ożeniłem się z kobietą z wiejskiego Vermont, która zaakceptowała mnie, gdy nikt inny nie chciał. Spędziliśmy 12 w większości dobrych lat, aż zostawiła mnie dla innej. To złamane serce mnie przewartościowało. Nie odeszła dla kogoś bogatszego czy młodszego, tylko dla kogoś, kto lepiej do mnie pasował. Sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, co w ogóle znaczy „wystarczająco”. Zrozumiałem, że z pożądaniem nie da się dyskutować. Jest instynktowne, niesprawiedliwe i często upokarzające.

Po rozwodzie próbowałem to zintelektualizować. Wróciłem na studia, zrobiłem doktorat i studiowałem ludzkie zachowania. Ale wiedza nie chroni przed tęsknotą.

Mniej więcej w tym czasie jeden z profesorów wspomniał o Robercie H. Rimmerze, autorze „Eksperymentu z Harrada”, kultowej powieści z 1966 roku o fikcyjnym uniwersytecie, gdzie studenci mieszkają w akademikach koedukacyjnych, wymieniają się partnerami i dowiadują się, że miłość i seks nie muszą być skrępowane monogamią. Była to po części manifest, po części fantazja, i sprzedała się w milionach egzemplarzy. Rimmer powiedział mi, że wolność seksualna to kolejny wielki krok w walce o prawa obywatelskie. Brzmiało to radykalnie, wręcz utopijnie.

Dekady później zrozumiałem, że trudność nie polegała na wolności – trudność polegała na szczerości. Każdy lubi ideę otwartości. Życie bez psucia czegoś to zupełnie inna historia.

Po wojnie chciałem coś poczuć. Po rozwodzie chciałem mieć kontrolę. Potem poznałem moją obecną żonę na kościelnym brunchu. Najpierw zobaczyłem ją od tyłu – jej postawę, pewność siebie. Wyglądała na kobietę, która zna siebie. Oboje byliśmy po czterdziestce, samotni, trochę poobijani, ale wciąż pełni pożądania. W ciągu kilku miesięcy zamieszkaliśmy razem. Pomyślałem, że dostałem drugą szansę.

Ale libido nie przejmuje się domowymi rozkoszami.

Fantazje wciąż we mnie tkwiły – widok jej z kimś innym, sprawdzanie, co możemy przetrwać. Powtarzałem sobie, że to ciekawość, eksperyment z otwartością, a nie zazdrość na odwrót. Gdzieś w głębi duszy goniłem za ideami, o których pisał Rimmer. Za ideą, że miłość może być szczera, hojna, niezaborcza. Powoli zaczęliśmy się kołysać i przez chwilę czułem się, jakbym odkrywał. Uwielbiałem patrzeć na jej przyjemność, uwielbiałem to niebezpieczeństwo. Powiedziała, że ​​robi to dla mnie, nie dla siebie. Powiedziałem jej, że to w porządku.

Nie zdawałem sobie sprawy, ile to będzie nas kosztować.

W wieku 50 lat byliśmy „etycznie niemonogamiczni”, zanim ktokolwiek użył tego terminu. Żyliśmy tak, jak Rimmer wyobrażał sobie dekady wcześniej. A jednak nie było to wyzwolenie – to było utrzymanie.

Po sześćdziesiątce poznałem na letnim seminarium kobietę z Portugalii. Mieliśmy dziewięcioletni romans, który niemal zakończył moje małżeństwo. Odeszła od męża i poprosiła mnie, żebym zrobił to samo. Kiedy odmówiłem, nazwała mnie tchórzem. Nie myliła się. Pragnąłem wszystkiego: dreszczyku emocji, bezpieczeństwa, iluzji, że wciąż mogę być pożądany bez żadnych konsekwencji.

W końcu wybrałem żonę. Ale ten wybór niczego nie przesądził. Z wiekiem możliwości się zawęziły. Kluby swingerskie, imprezy, a nawet przypadkowe spotkania – wszystko to staje się trudniejsze, gdy jest się najstarszym mężczyzną w pokoju. Internet zaczął wyglądać jak zbawienie.

W zeszłym roku testowałam aplikacje randkowe promujące seks. Mówiłam sobie, że to niewinna ciekawość. Kobiety były młodsze: czterdziestolatki, trzydziestolatki, czasem dwudziestolatki. Mówiły mi, że podobają im się starsi mężczyźni, że mam „mądre oczy”, że „wydaje się szczera”. Niektóre mówiły, że przypominam im ojca, co powinno być dla nich sygnałem ostrzegawczym, ale jakoś tak nie było. To sprawiło, że znów poczułam się potrzebna – a nawet bezpieczna. Wiedziałam, że mi schlebiają, ale chciałam im wierzyć.

Potem przyszła kobieta, którą nazwę Maris, pracownica pomocy humanitarnej, która powiedziała, że ​​pomaga w odbudowie społeczności po potężnej huraganie. Wysyłała długie wiadomości o ludziach, którym pomogła, o wyczerpaniu i tęsknocie za domem, o tym, jak bardzo brakuje jej dotyku. Powiedziała mi, że dzięki mnie poczuła się zauważona.

Rozmawialiśmy miesiącami. Powiedziała, że ​​chce nas odwiedzić, ale nie stać jej na lot. Zaproponowałem, że zapłacę połowę. Nie pojawiła się. Potem przeprosiła i powiedziała, że ​​mi to wynagrodzi.

Kluby swingerskie, imprezy, a nawet przypadkowe spotkania – wszystko to staje się trudniejsze, gdy jesteś najstarszym mężczyzną w pokoju. Internet zaczął wyglądać jak zbawienie.

Następnym razem nalegała, żebyśmy skorzystali z giełdy kryptowalut Robinhood. Powiedziała, że ​​już wcześniej padła ofiarą oszustwa i że to bezpieczniejsze rozwiązanie do „weryfikacji transakcji”. Oprowadziła mnie po aplikacji i poinstruowała, żebym zmienił ustawienia bezpieczeństwa, „aby platforma była bezpieczniejsza”. Posłuchałem, jak wysyła mi „kody weryfikacyjne” i mówi, kiedy je wpisać. Czułem się zawile, wręcz intymnie, jakbyśmy wspólnie rozwiązywali zagadkę, jakbyśmy budowali zaufanie poprzez kolejne kroki.

Kiedy sprawdziłem stan swojego konta, okazało się, że zniknęło 41 000 dolarów.

Kiedy zobaczyłem wypłaty, poczułem coś, czego nie czułem od czasu Wietnamu: falę paniki, która sprawiła, że ​​zadrżały mi ręce. Bank w końcu wycofał wypłatę, ale wstyd pozostał. Nie zostałem po prostu oszukany na pieniądze. Zostałem oszukany i pozbawiony złudzenia, że ​​nadal jestem mężczyzną, którego pragną kobiety.

Próbowałem się z tego śmiać. Powiedziałem żonie, że „kapitalizm mnie oszukał”. Nie wydało jej się to śmieszne. Po prostu pokręciła głową i powiedziała: „Jesteś na to za mądry”.

Powiedziałem jej: „Najwyraźniej nie”.

I co teraz? Czy mam się zgodzić na transakcyjne randki? Zostać sugar daddy, żeby pozostać w grze?

Nie chcę płacić za intymność. Nie dlatego, że uważam to za złe, ale dlatego, że potwierdziłoby to to, czego już się obawiam: że pożądanie, którego pragnę, jest poza moim zasięgiem. Nie chcę towarzystwa za stawkę godzinową ani uczucia, które kończy się prośbą o kontakt przez Venmo. Chcę wierzyć, że ktoś nadal może mnie chcieć za to, jak słucham, za historie, które opowiadam, za troskę, którą oferuję. To głupie, wiem. Ale to ostatnia wolność, jaka mi pozostała – udawanie, że romans i próżność to to samo.

Zaczęłam zdawać sobie sprawę, jak nierówna wydaje się ta wymiana. Mężczyźni w moim wieku wciąż pragną miękkości i ciepła. Większość kobiet w moim wieku pragnie stałości i troski. Każde z nich pragnie czegoś, czego drugie nie jest w stanie do końca dać. Może to jest prawdziwy koszt wolnej miłości. Że prędzej czy później kończy się jej wartość.

Usunąłem wszystkie aplikacje, Feeld, Tindera, cokolwiek mi zostało. Mówię sobie, że wystarczą mi piesze wędrówki i randki przy kawie. Ale niektórymi nocami, kiedy żona śpi obok mnie, myślę o pracowniku pomocy humanitarnej, dwudziestokilkuletniej tancerce, kobiecie z Portugalii. Nigdy tak naprawdę nie chodziło o nich. Chodziło o to, żeby być mężczyzną, który wciąż potrafi sprawić, że ktoś spojrzy na mnie dwa razy.

esquire

esquire

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow