Czy zawieszenie broni w Strefie Gazy naprawdę będzie trwałe?

Po ponad dwóch latach Izrael i Hamas w końcu osiągnęły porozumienie o zawieszeniu broni, które ma na celu uwolnienie wszystkich pozostałych izraelskich zakładników i umożliwienie ponownego napływu pomocy humanitarnej do Strefy Gazy. Rozmawiałem z moim kolegą Zackiem Beauchampem o tym porozumieniu, o tym, co może ono oznaczać dla premiera Izraela Benjamina Netanjahu i o tym, co czeka nas w kontekście codziennego newslettera Vox „Today, Explained”. Poniżej znajduje się nasza rozmowa, a tutaj możesz zapisać się na newsletter, aby otrzymywać więcej podobnych rozmów.
Izrael i Hamas zawarły porozumienie. Co zostało uzgodnione?
Zarówno Izrael, jak i Hamas zgodziły się na etapowy proces, ale tylko pierwsza faza jest w pełni uzgodniona. Najważniejszym punktem jest uwolnienie izraelskich zakładników i ciał zakładników, którzy zginęli lub zostali zabici, w zamian za uwolnienie palestyńskich więźniów i zakończenie walk. Izrael wycofa się ze znacznych części Strefy Gazy, ale utrzyma swoją obecność na miejscu, przynajmniej w pierwszej fazie. Najważniejsze jest, aby zaprzestali walk. Nie będzie więcej ataków w Strefie Gazy, a pomoc będzie mogła do niej napływać .
Miesiąc temu Izrael bombardował negocjatorów Hamasu. Jak to możliwe, że miesiąc później osiągnęliśmy porozumienie?
Obecnie, biorąc pod uwagę ograniczone informacje, którymi dysponujemy, kluczowym czynnikiem wydaje się być wola polityczna, a konkretnie wola polityczna administracji Trumpa. Nie traktowali oni pokoju izraelsko-palestyńskiego priorytetowo, delikatnie mówiąc, po tym, jak pierwsze zawieszenie broni, które wynegocjowali, załamało się w marcu.
Izrael narzucił Gazie ograniczenie pomocy, a administracja Trumpa w zasadzie powiedziała: „Dajcie spokój. Nic z tym nie zrobimy” . Doprowadziło to do najgorszego kryzysu humanitarnego w historii wojny, w tym do wybuchu czegoś, co wyglądało na głód w Gazie.
Niedawno administracja Trumpa postanowiła ponownie zaangażować się w próby zakończenia wojny w Strefie Gazy. Nie jest jasne, jaki dokładnie miał być harmonogram, ale zmienił się on wraz z atakiem Izraela na Dohę w Katarze. Administracja Trumpa ma bardzo silne powiązania z państwami Zatoki Perskiej, więc przyspieszyła swój harmonogram i zaczęła wywierać ogromną presję na wszystkie strony konfliktu, aby wymusić zawieszenie broni.
Jak wielkie uznanie należy się Trumpowi i jego administracji za osiągnięcie tego celu?
Szczerze mówiąc, wiele – przynajmniej jeśli wstępne dowody się potwierdzą. Trump miał wyjątkowe relacje z wieloma kluczowymi osobami zaangażowanymi w tę sprawę. Trump ma bardzo silne powiązania nie tylko z Netanjahu i jego politycznymi losami – Trump jest bardzo popularny na izraelskiej prawicy, więc miał duży wpływ polityczny na Netanjahu – ale także relacje z monarchiami Zatoki Perskiej, a także z przywódcami Egiptu i Turcji.
Jedna z tych dyktatur, Katar, była bardzo ważnym partnerem międzynarodowym Hamasu. Trump współpracował więc z Katarem, Egiptem i Turcją, aby zmusić Hamas do przyjęcia porozumienia, a Trump wykorzystuje swoją przewagę nad Netanjahu, aby zmusić Izraelczyków do zawarcia umowy. W rezultacie powstaje sytuacja, w której gwiazdy układają się w taki sposób, że możliwe jest przynajmniej tymczasowe zawieszenie broni.
Jedną z dynamik tej sytuacji jest to, że żaden z przywódców po obu stronach tak naprawdę nie chciał zakończenia wojny na warunkach, które druga strona by zaakceptowała. Trzeba ich było do tego zmusić. Było wiele momentów, w których wyglądało na to, że każda ze stron chciała fiaska rozmów, aby móc wiarygodnie zrzucić winę na drugą. I w każdym przypadku negocjatorzy po obu stronach, zwłaszcza po stronie USA, mówili: „Nie, po prostu będziemy kontynuować” .
Przykładem jest to, że kiedy Hamas odpowiedział na umowę, była to częściowa odpowiedź twierdząca. Netanjahu natychmiast ogłosił, że Hamas odrzucił umowę, a Trump powiedział „nie”, a następnie skrytykował go w cztery oczy. Trump chciał, aby walki ustały jak najszybciej, więc potraktowanie odpowiedzi Hamasu jako „tak” sprawiło, że stała się ona, przynajmniej na razie, prawdziwym „tak”, choć Netanjahu nie postrzegał jej w ten sposób.
Izraelscy zakładnicy wracają do domu. Jak myślisz, jaki wpływ będzie to miało na Izrael, politycznie i społecznie, na jego stosunek do konfliktu z Gazą?
Zdecydowana większość Izraelczyków chciała tego porozumienia. Chcieli zakładników w zamian za trwałe zawieszenie broni. Nie sądzili, że wojna przyniesie im jakiekolwiek korzyści. Nie wynikało to z troski o cywilów w Strefie Gazy. Martwili się cierpieniem i śmiercią zakładników. Martwili się o śmierć żołnierzy i o szkody psychologiczne, jakie mogą wyrządzić żołnierzom ciągłe powołania do wojska.
Niewielu też wierzyło, że wojna przynosi praktyczne korzyści. Niektórzy Izraelczycy popierający Netanjahu mogli usłyszeć, że wszyscy myślą, że pokonują Hamas, ale jeśli spojrzeć na sondaże w Izraelu, większość uważała, że wojna ta jest kontynuowana dla osobistych celów politycznych Netanjahu. Robił to, aby wesprzeć i utrzymać swoją koalicję, i że tak naprawdę nie ma żadnego silnego militarnego uzasadnienia dla kontynuowania wojny. Chcieli więc porozumienia.
Po odzyskaniu zakładników wydaje się, że tak się stanie. Nie możemy być tego pewni, ale wydaje się, że dla Netanjahu wznowienie wojny byłoby bardzo trudne politycznie. Byłoby to skrajnie niepopularne stanowisko. On ciągle robi niepopularne rzeczy, więc to nie znaczy, że to się nie stanie, ale to również przekroczyłoby granice Stanów Zjednoczonych, co stanowi dla niego znacznie większy problem. I myślę, że gdyby Netanjahu to zrobił, zagwarantowałoby to znaczną porażkę w przyszłorocznych wyborach. Dynamika izraelskiej opinii publicznej odegra tu rolę ograniczającą powrót do wojny po tym wydarzeniu. Ale myślę, że ważniejszym czynnikiem jest przejście przez granice Stanów Zjednoczonych. To jest coś, czego Netanjahu nie zrobi lekkomyślnie w tym momencie.
Czy to nie stawia Netanjahu w trudnej sytuacji? Będzie naciskany przez prawe skrzydło swojej koalicji, ministrów Itamara Ben-Gvira i Bezalela Smotricza, by wycofali się z wojny i aneksji. Czy będzie musiał się rozejść między nimi a USA?
Netanjahu ma poważne kłopoty. Widać oznaki rozpadu jego koalicji. Nie wiem, czy rzeczywiście się rozpadnie i wymusi przedterminowe wybory. To pytanie otwarte. Ale z pewnością może się to zdarzyć, jeśli wystarczająca liczba prawicowych partnerów ucieknie, a wszystko zależy od tego, jak pojmą swoją logikę wyborczą. Jest wiele konkretnych rzeczy, których nie możemy teraz przewidzieć, ale myślę, że stawia to Netanjahu w bardzo trudnej sytuacji.
Wojna sama w sobie była spoiwem, które scementowało tę koalicję: partie skrajnie prawicowe chciały, aby Netanjahu na stałe podbił Gazę i odbudował tam osiedla. A teraz wygląda na to, że to się nie stanie, przynajmniej jeśli umowa będzie kontynuowana, co jest raczej kwestią „jeśli to się uda”. Dopóki ta umowa obowiązuje, to się nie stanie, a oni będą niezadowoleni. Ryzyko rozpadu koalicji staje się coraz większe. Jest też wciąż nierozwiązana kwestia poboru ultraortodoksów, która, gdy nie ma wojny, może skłonić ultraortodoksów do ustąpienia i destabilizacji rządu, ponieważ nie ma możliwości rozwiązania tej kwestii, a oni są z tego powodu bardzo niezadowoleni.
W tym wszystkim jest mnóstwo zawiłych spraw, ale myślę, że Netanjahu jest naprawdę między młotem a kowadłem i tak jest już od jakiegoś czasu. Nie należy go skreślać – jest najdłużej urzędującym premierem Izraela i ma niezwykły instynkt polityczny, mimo że jest autorytarnym przywódcą, który był również sądzony za korupcję. Nie można go więc skreślać, ale politycznie nie chciałbyś być na jego miejscu.
Na co zwraca Pan uwagę w kontekście wejścia w życie tej pierwszej fazy umowy?
Pierwszą rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę, jest to, czy warunki pierwszej fazy zostaną wdrożone zgodnie z planem. Przewiduję, że tak. Ale trzeba uważnie obserwować: czy zakładnicy zostaną zwróceni, czy Izrael wycofa się do uzgodnionych punktów, co z palestyńskimi więźniami? Miej oko na wszystkie szczegóły, bo jest ich mnóstwo.
Drugie pytanie jest bardzo oczywiste, ale warto je powtórzyć: Co stanie się z negocjacjami dotyczącymi drugiej fazy? Ponieważ obecnie nie osiągnięto porozumienia. I tak właśnie rozpadło się ostatnie zawieszenie broni. Trump ustanowił dwuetapowe porozumienie. Pierwszy etap był zawieszeniem broni na czas określony, potem doprowadził do porozumienia na czas nieokreślony, a następnie drugiego etapu nigdy nie uzgodniono. Różnica tym razem polega na tym, że to nie jest zawieszenie broni na czas określony, prawda? Nic nie wskazuje na to, że to porozumienie wygasa po upływie pewnego czasu.
Faza druga obejmuje również pewne bardziej trwałe kwestie. Nie wiem, czy faza pierwsza się powiedzie, ale faza druga jest naprawdę ważna, ponieważ decyduje o tym, czy nastąpią trwałe zmiany na miejscu, które mogłyby zapobiec powtórzeniu się tego typu zdarzeń. Bo nawet jeśli zawieszenie broni potrwa rok, dwa lata, trzy lata, cztery lata – dopóki Hamas będzie rządził Strefą Gazy, walki będą się powtarzać.
Na pewno wydarzy się coś, czy to po stronie izraelskiej, czy palestyńskiej, co sprowokuje drugą stronę i doprowadzi do eskalacji przemocy, która przerodzi się w wojnę na pełną skalę. To była jak dotąd najbardziej niszczycielska wojna w tym schemacie, ale schemat ten powtarza się odkąd Hamas przejął kontrolę nad Strefą Gazy 20 lat temu. To nic nowego. To przewidywalne. Izrael miał nawet na to strategiczne określenie: „koszenie trawy”. To była fatalna równowaga, która doprowadziła do katastrofy dla mieszkańców Gazy i zniweczyła perspektywy na jakiekolwiek długoterminowe porozumienie pokojowe, które mogłoby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo.
Czy zamierza Pan coś zrobić z jastrzębią postawą Izraela, która doprowadziła do tych ciągłych walk? Czy zamierza Pan coś zrobić z Hamasem rządzącym Gazą? Czy zamierza Pan powiązać to z szerszą sytuacją negocjacji politycznych, która może doprowadzić do rzeczywistego porozumienia pokojowego i stworzenia państwa palestyńskiego? To są wielkie pytania egzystencjalne, które zadecydują, czy to zawieszenie broni jest ostatecznie tymczasowe, nawet na dłuższą metę niż poprzednie, czy też stanowi początek trwałego porozumienia o bazie. Żaden pesymista nie mylił się ostatnio, stawiając na Bliski Wschód, więc nie jestem pewien, czy powiedziałbym, że czeka nas jeden z lepszych scenariuszy, ale jest to możliwe. Bardziej prawdopodobne niż było kilka dni temu. To zachęcające.
Vox