W Tulonie LFI ustala warunki dołączenia do listy lewicowej

Spotkali się, rozmawiali... i zrobią to ponownie. Trwają dyskusje między La France Insoumise (LFI), która działa w ukryciu, a listą Toulon en Commun (TEC), która od sześciu miesięcy prężnie działa, wspierając swoją kandydatkę Magali Brunel. Stawką wciąż pozostaje: próba zjednoczenia wszystkich sił lewicowych pod jednym sztandarem w nadchodzących wyborach samorządowych w Tulonie. To właśnie w istocie wynikło ze „zgromadzenia ludowego” zwołanego z inicjatywy TEC w czwartek wieczorem w La Rode.
Drugą informacją jest to, że ten związek pozostaje, na razie, co najmniej hipotetyczny. Podczas poprzedniego spotkania obu obozów, na początku lata, LFI wysunął żądania „partnerstwa” , które – delikatnie mówiąc – sprawiło, że ich „towarzysze” zgrzytali zębami. I to od Place Publique po Partię Komunistyczną, poprzez ekologów, regionalistów czy PS, różne grupy wrażliwości zgrupowane w TEC. „Przekroczono czerwone linie” – usłyszeliśmy w szeregach sali Arnal.
Insoumi domagają się najwyższego miejsca na liście„Chcą listy opartej na sile wyborczej ostatnich wyborów prezydenckich i europejskich, z maksymalnie 20% kandydatów bezpartyjnych” – wyjaśnił komunista Didier Quattropani, który był członkiem delegacji uczestniczącej w negocjacjach politycznych. „Chcą również, aby na czele listy znalazł się lider”, co skutecznie odsunęłoby Magali Brunel.
Według przedstawiciela związku zawodowego CGT w Arsenale, przedstawiciele LFI pojawili się na spotkaniu „z wypiętą piersią i wyciągniętymi ramionami”, „twierdząc, że nie mamy wyboru”. Podobno podkreślali również, że nie chcą wracać do Toulon en commun, grupy, z którą rozstali się z hukiem już dwa razy w ciągu ostatnich sześciu lat.
W odpowiedzi na tę prezentację na sali wybuchły reakcje, na poły oburzone, na poły rozczarowane. „Jaki ciężar będzie miało nasze zgromadzenie, jeśli odetniemy Magali głowę?” – zapytał jeden z aktywistów. „To się nazywa dyktat. Nie ma z nimi nic do negocjacji” – zbył go inny. „Chcą partnerstwa, a jednocześnie narzucają nam swój sposób działania” – również go wyśmiewano. „Jeśli zgodzimy się być ich wieszakami na plakaty, to może się udać…” – zażartował komunistyczny deputowany André de Ubeda.
Brak „poważnych zastrzeżeń” ze strony TEC wobec kontynuowania dialoguKoniec historii? Otóż nie. „Nie możemy sobie pozwolić na pozbawienie się tej znaczącej części elektoratu” – przypomniał nam jeden z mówców. „Umieramy z powodu podziałów na lewicy” – powiedział ktoś inny. Sama Magali Brunel chciała wnieść swój wkład. „Nasz jednoczący dyskurs musi być autentyczny. Akceptacja negocjacji z Insoumi nie oznacza akceptacji wszystkiego” – podkreślił kandydat, apelując o kontynuowanie dyskusji. „Nasi towarzysze z LFI, z którymi stoczyliśmy już bitwy, nie wszyscy są klonami Jeana-Luca Mélenchona”.
Podczas głosowania podniesionego do góry, ostatecznie nie wyrażono „poważnych zastrzeżeń” co do wznowienia dyskusji. „Nie możemy sprawiać wrażenia, że to my trzaskamy drzwiami ” – wyjaśnia ekspert polityczny.
Na kolejnym spotkaniu TEC obiecała potwierdzić „swój pluralistyczny i kolektywny charakter” , swoje „zasady” i wszystko, co czyni ją „wyjątkową ”. Czy LFI, słabiej zorganizowane, bez wybieralnych przedstawicieli w swoich szeregach, ale świadome swojej siły i pewnej dynamiki wyborczej, zgodzi się na rewizję swojego tekstu, nawet jeśli oznaczałoby to wyparcie się samego siebie? Nic nie jest mniej pewne.
Var-Matin