Istnieje uzasadniony powód, dla którego mężczyźni też są wściekli. Czas przestać temu zaprzeczać.


Ten fragment pochodzi z książki Jacoba Tobii „Before They Were Men” . Prawa autorskie © 2025 przysługują autorowi, przedruk za zgodą Harmony Books, wydawnictwa Random House, oddziału Penguin Random House LLC.
Amerykańscy mężczyźni są teraz wściekli. Amerykańscy mężczyźni są sfrustrowani: kobietami, feminizmem, sprawiedliwością społeczną, polityką, pozornie wszystkim. Wszyscy to czujemy na jakimś poziomie. Czy to w internecie, czy na politycznym podium, ich gniew jest surowy, dogłębny i wszechobecny. Czują coś okropnego i obłudnego na świecie, ale jeszcze nie znaleźli jego zwłok. Wiedzą, że coś jest nie tak; po prostu nie potrafią tego zlokalizować.
Zamiast pomóc im ukoić gniew, obawiam się, że zaprzeczyliśmy, że w ogóle istnieje smród. Masowo wmówiliśmy mężczyznom, że gniew, który czują, nie bierze się z niczego. Jest nieuzasadniony. Że tak naprawdę nie ma żadnej przyczyny. Że smród, który czują , tkwi w ich głowach. Pomimo tego, jak bardzo protestujemy, gdy nas oszukują, obawiam się, że postanowiliśmy ich oszukać na śmierć.
To uczucie niesprawiedliwości głęboko w brzuchu nie jest prawdziwe , mówimy. Jesteś mężczyzną . Wszystko jest dla ciebie zrobione. Przestań się złościć na nic , mówimy.
Niezaprzeczalnym jest, że obecny gniew mężczyzn nie jest wystarczająco sprecyzowany i wyrażony. Jako ruch, nie powinno to być dla nas feministyczne. Był czas, ponad pół wieku temu, kiedy gniew i frustracja kobiet były równie niewyrażalne. W 1963 roku Betty Friedan napisała „Mistykę kobiecości” , szukając wyjaśnienia tego, co uważała za „ problem, który nie ma nazwy ”, problem, który „ przez wiele lat leżał pogrzebany, niewypowiedziany w umysłach Amerykanek… dziwne poruszenie, poczucie niezadowolenia, tęsknota”. Jej słowa z lat 60. wciąż brzmią aktualnie:
Nie da się już dłużej ignorować tego głosu, bagatelizować desperacji tak wielu Amerykanek. Nie na tym polega bycie kobietą, niezależnie od tego, co mówią eksperci. Ludzkie cierpienie ma swój powód; być może nie został on znaleziony, ponieważ nie zadano właściwych pytań lub nie doprowadzono ich dostatecznie daleko.
Czy dziś, 60 lat później, możemy powiedzieć to samo o mężczyznach?
Bez ruchu, który by ich czegoś nauczył, lub analizy, która by nimi pokierowała, ich obecny gniew nie ma precyzji, która pozwoliłaby nam poczuć się z nim komfortowo. To gniew wynikający z abstrakcyjnej wiedzy, z przeczucia, że dzieje się niesprawiedliwość: słowa na końcu języka, ale nigdy nie wypowiedziane. Ludzie nie wiedzą dokładnie, na czym polega niesprawiedliwość, ale mimo to ją odczuwają. Coś jest nie tak. Smród bez przyczyny. Zapach wydobywający się skądś .
Slate otrzymuje prowizję od zakupów dokonanych za pośrednictwem linków na tej stronie. Dziękujemy za wsparcie.
Rzecz w tym, że brak konkretów i niewystarczające sformułowanie nie czynią obecnej frustracji mężczyzn nieuzasadnioną; wręcz przeciwnie, wzmacniają argumenty za dalszymi badaniami i obnażają pilność tego historycznego momentu. Czas, abyśmy rozważyli możliwość, że mężczyźni dostrzegają coś realnego. Doszło do hipokryzji i warto się na nią złościć.
Mężczyźni patrzą na ruch feministyczny i – podświadomie, jak sądzę – zadają sobie pytanie: Co feminizm robi, żeby mnie chronić ? Ja też potrzebuję ochrony, wiecie?
Generalnie odrzucamy to uczucie. Chronić cię? Po tym, co nam robiłeś przez wieki? Chroń siebie, dupku .
Choć rozumiem, skąd się to bierze, obawiam się, że tego typu reakcja powstrzymuje nas przed zadaniem ważnych pytań. Mianowicie: jeśli mówimy, że brzydzimy się przemocą mężczyzn i chcemy jej zaprzestać, co robimy, aby zapobiec wciąganiu chłopców w nią?
Nie ucieleśniamy równości płci w wystarczającym stopniu. Jako ruch feministyczny niestrudzenie pracowaliśmy, aby chronić kobiety i dziewczęta przed przemocą, która jest aż nazbyt powszechna w ich życiu, ale nie powiedzieliśmy prawie nic o przemocy, której doświadczają mężczyźni i chłopcy. Walczyliśmy zębami i pazurami z instytucjami, które głównie brutalizują kobiety, ale niewiele zrobiliśmy, aby zwalczać instytucje — instytucje takie jak bazy wojskowe, więzienia i ośrodki szkolenia policji — które tak często brutalizują również mężczyzn. Myślę, że po części dlatego, że mężczyźni prowadzą (i czerpią korzyści z) tych instytucji, ale to nie jest powód, aby je ignorować. To, że mężczyzna jest u władzy, nie oznacza, że instytucja jest bezpieczna dla innych mężczyzn . Mężczyźni i chłopcy potrzebują ochrony przed przemocą potężnych mężczyzn tak samo jak kobiety i dziewczęta. Potężni mężczyźni — mężczyźni, którzy są przyzwyczajeni do bezkarnego stosowania przemocy — stanowią zagrożenie dla nas wszystkich.
Co gorsza, zdaje się, że potępiliśmy gniew mężczyzn na masową skalę. Przypięliśmy gniewnym mężczyznom etykietkę złych ludzi i w ten sposób zatraciliśmy istotne niuanse. Ponieważ nie potrafią nam tego wystarczająco jasno wyrazić – ponieważ wciąż nie zlokalizowali dokładnego źródła smrodu – zaprzeczyliśmy jakiejkolwiek możliwości, że gniew, który odczuwają, może być słuszny.
Rzecz w tym, że mężczyźni powinni być wściekli, a ich gniew jest słuszny, choć nieuzasadniony. Jeśli kultura, w której się wychowałeś, postrzega cię jedynie jako przyszłego agenta przemocy wojskowej, policyjnej lub korporacyjnej, dziwne byłoby, gdybyś nie był wściekły. Mężczyźni byli ignorowani. Byli brutalnie traktowani. Wmawiano im, że ich zadaniem jest pilnowanie porządku, żołnierstwo i brutalizacja w imieniu nas wszystkich. Doświadczyli poważnej przemocy ze względu na płeć, a my zamiast pomóc im ją zlokalizować, wmawialiśmy im, że sami ją sobie robią.
Większość skutecznych ruchów na rzecz sprawiedliwości społecznej opiera się na gniewie, na ludziach tak zirytowanych i rozdrażnionych tym, jak są traktowani, że czują się pobudzeni do działania. Dlaczego negujemy gniew mężczyzn, skoro powinniśmy pomagać im lepiej go wyrażać i wykorzystywać ? Gniew, który mężczyźni odczuwają z powodu tego, jak traktuje ich świat, jest nie tylko produktywny, ale wręcz konieczny .
Nie powinniśmy prosić mężczyzn, aby wyrzekli się gniewu, który czują z powodu przemocy, do której zostali wychowani; ponieważ oznacza to żądanie od nich wyrzeczenia się wiary we własną godność i osobowość. Powinniśmy zamiast tego wykorzystać ten gniew; skupić go, wyostrzyć, skierować na burzenie instytucji, które wymagają burzenia, na tworzenie życzliwszego i mniej brutalnego świata.
Co by było, gdybyśmy zachęcali mężczyzn do zaufania swoim nosom, zamiast instruować ich, jak rozładowywać frustrację? Co by było, gdybyśmy zamiast marnować energię na zaprzeczanie, że coś jest przyjacielskie, poświęcili ją na potwierdzenie, że coś jest nie tak i dołączyli do mężczyzn w poszukiwaniu źródła smrodu? Co, gdybyśmy powiedzieli mężczyznom: „ Zgadzamy się. Coś jest nie tak. Wasze ciało i psychika są wykorzystywane do nikczemnych celów. Byliście niesprawiedliwie traktowani ”, a potem wpadli w furię, wrzeszczeli i razem z nimi badali sprawę?
W tym miejscu jestem zdumiona i wyczerpana współczesnym feminizmem popularnym, choćby dlatego, że jest tak oczywisty. Będziemy pracować godzinami jako wolontariuszki przed kliniką aborcyjną, pomagając chronić kobiety, które do niej wchodzą, przed nękaniem. Robimy to, ponieważ jest to zarówno niezbędne, jak i konieczne. Robimy to, ponieważ wierzymy w świat, w którym ludzie mają władzę nad swoimi ciałami. Ale nie robimy prawie nic w sprawie wojskowych centrów rekrutacyjnych ani akademii policyjnych, instytucji, których głównym zadaniem jest wpajanie mężczyznom przemocy – przejmowanie ich ciał i umysłów i wykorzystywanie ich do brutalnych celów klasy rządzącej.
Czy możemy przestać drapać się po głowach i udawać, że nie wiemy, jak Ameryka stała się krajem tak brutalnym? Czy możemy przestać udawać zdziwienie, gdy po wychowaniu naszych chłopców na dzieci-żołnierzy, ich przemoc obraca się przeciwko nam? Czy możemy przyznać się do prawdy: że nie możemy wymagać od chłopców, by wyobrażali sobie bezlitosne zabijanie dalekich, ciemnoskórych ludzi, a potem rozsądnie oczekiwać, że wyłączą tę myśl po powrocie do domu? Że nie możemy wychowywać chłopców, by przez całe dzieciństwo fantazjowali o broni i wojnie, a potem udawać zdziwienie, gdy strzelają do szkoły? Że nie możemy wychowywać naszych chłopców tak, by akceptowali znęcanie się nad afgańskimi więźniami, a potem oczekiwać, że oni nie będą znęcać się również nad nami?
Jako ruch feministyczny, najwyższy czas obrać swoją ścieżkę. Czas, abyśmy stanęli po stronie weteranów i sprzeciwili się wojsku. Czas, abyśmy oświadczyli, że nie godzimy się już na życie w świecie pełnym przemocy. Musimy zdecydować, że godność i autonomia cielesna mężczyzn i chłopców są dla nas wystarczająco ważne, by o nie walczyć. Musimy się wściekać na niezliczone instytucje, które uparcie robią z naszych małych chłopców morderców. Jako ruch feministyczny musimy kategorycznie potępić wojnę we wszystkich jej formach.
„Ale co, gdy konieczna staje się siła militarna i wojna?” – możesz pomyśleć.
Nie widziałem w swoim życiu zbyt wielu „uzasadnionych wojen amerykańskich”. Widziałem natomiast, jak George W. Bush i Colin Powell świadomie okłamywali Organizację Narodów Zjednoczonych, aby zapewnić amerykańskim interesom korporacyjnym inwazję na Irak. Widziałem biliony dolarów przeznaczane na zakup myśliwców, podczas gdy coraz większa część Amerykanów nie może sobie pozwolić na opiekę zdrowotną. Z przerażeniem patrzyłem, jak moje podatki szły na izraelskie wojsko, podczas gdy palestyńskie dzieci głodowały, a amerykańskie dzieci były coraz bardziej zagrożone niedoborem żywności. Kompleks militarno-przemysłowy rządzi Ameryką żelazną ręką od dnia moich narodzin. Nigdy nie znałem etycznego amerykańskiego wojska, wolnego od korupcji. Taka idea jest w tym momencie niczym więcej niż pobożnym życzeniem.
Widziałem, jak amerykańskie wojsko żeruje na nas wszystkich i naszej wyobraźni. Widziałem, jak nasza feministyczna praca jest uniemożliwiana przez nieustanne uwodzenie dzieci przez amerykański aparat wojenny. Widziałem, jak Departament Obrony wpływa na Hollywood i zachęca studia filmowe do produkowania propagandy wojskowej, w kółko, do znudzenia, na cały świat. Widziałem, jak Hasbro, GI Joe, Tom Cruise i każda osoba zaangażowana w franczyzę Top Gun świadomie wciskają ci kłamstwo: że pójście na wojnę jest fajne. Że pójście na wojnę czyni cię silnym. Że pójście na wojnę czyni cię seksownym i fajnym. Że pójście na wojnę czyni cię potężnym. Że pójście na wojnę czyni cię mężczyzną .
I mam tego już serdecznie dość.