Nowy album: Co łączy Taylor Swift i Showgirls?

Showgirls są olśniewające. Młode kobiety w błyszczących kostiumach, czasem z pióranymi nakryciami głowy, występują w programach rozrywkowych i rewiach, a tańczą, zazwyczaj odsłaniając sporo ciała. Czasami można je spotkać na obrzeżach artystycznego spektrum – na arenach cyrkowych i w barach ze striptizem. Dorabiają, czasem wyskakując z wielkich tortów na szalonych imprezach.
Każdy widział tancerki rewiowe, przynajmniej w filmach lub telewizji – na przykład w filmie Paula Verhoevena „Showgirls” (1995) lub, ostatnio, w filmie Gii Coppoli „Ostatnia tancerka” (2024), który zapoczątkował powrót Pameli Anderson ze „Słonecznego patrolu”. Zazwyczaj wydają się one owiane tragedią: biedne, wykorzystywane, nieszczęśliwe, wymienne. Ciężkie życie, smutny los.
Gwiazda popu Taylor Swift od piątku opowiada nam o swoim „życiu tancerki rewiowej”. To tytuł jej dwunastego albumu, który cieszył się sprzedażą w USA o północy, podobnie jak kiedyś książki o Harrym Potterze. W Niemczech Dzień Taylora zbiega się również z Dniem Jedności Niemiec. Dlatego utwory są obecnie dostępne tylko w wersji cyfrowej. Premiera rozpoczęła się o 6:00 rano.
Wcześniej nie ujawniono ani jednego utworu z „The Life of a Showgirl”, a tym razem nie pojawiły się żadne przedpremierowe single. Krążyły plotki, że album zawiera nawiązania do Abby, Roxette i Eurodisco – album został ostatecznie nagrany w Sztokholmie podczas europejskich koncertów trasy Swift „Eras”. Wpływy Abby są z pewnością wyczuwalne.

Jest pracowita, wszechstronna i znów w rytmie. Na swoim nowym albumie „The Life of a Showgirl” Taylor Swift wraca na parkiet z wątpliwościami, lękami i poczuciem szczęścia. Sukces na listach przebojów jest zapewniony, ale brakuje jej artystycznej wizji.
Swift jest przedstawiona na okładce jako „tancerka rewiowa”. Głównym motywem (do limitowanych edycji CD i winylowych albumu zamieszczono różne zdjęcia tancerki rewiowej) jest Swift w srebrnym stroju scenicznym, zanurzająca się w wannie i patrząca na widza z poważnym (a może nawet przerażonym?) wyrazem twarzy. Jako osoba związana ze Swift, nie sposób nie czuć niepokoju. Dzieje się tak również dlatego, że myśli się o nieszczęściach, upokorzeniach i krzywdach, jakich doznały dwie filmowe tancerki rewiowe. Swift również śpiewa o lękach i zmaganiach związanych z byciem supergwiazdą tancerki rewiowej w niektórych swoich nowych piosenkach. To spotkało się z kilkoma sarkastycznymi komentarzami.

Turkusowa zieleń okładki albumu również przywodzi na myśl mroczne myśli: zimny kolor przywodzi na myśl ciała topielców i kryminalistykę. „Elizabeth Taylor” i „Los Ofelii” to dwa z nowych utworów. Nawiązania do bogini Hollywood („Kleopatry”) z jej nieszczęśliwym życiem prywatnym oraz do utopionej bohaterki „Hamleta” Szekspira nie są przypadkowe.
Krótka dygresja: Swift oczywiście nigdy nie była tancerką rewiową w rozumieniu tych bezimiennych kobiet, które tańczyły w spódnicach do dynamicznego „Kankana” Jacques’a Offenbacha w Moulin Rouge u stóp Montmartre’u. W paryskim życiu nocnym końca XIX wieku istniały „danseuses”, czyli tancerki, a także – gdy były w centrum uwagi w rewii i śpiewały – popularniejsze „étoiles”, czyli gwiazdy.
Dziewczyny z Belle Époque do dziś kształtują wizerunek Paryża. Wielkie rewie były również znakiem rozpoznawczym dzikiego Berlina Republiki Weimarskiej, a dziewczyny jazzowe wirowały w cyrkach rewiowych i kabaretach. Teatr Rudolpha Nelsona na Kurfürstendamm był międzynarodowym adresem, gdzie królował wielki przepych, elektryzująca muzyka i długie nogi. Josephine Baker, znana jako Étoile, wystąpiła tu w 1926 roku ze swoim erotycznym spektaklem „La Revue Nègre”.
A w USA tancerki rewiowe błyszczały na Broadwayu i w hollywoodzkich musicalach przed wojną i po wojnie, szczególnie na pustyni Nevady: „Las Vegas traktowało nas jak gwiazdy filmowe” – wspomina Pamela Anderson, grająca Shelly w „Ostatniej tancerce”.
Swift to oczywiście étoile, a nawet najsłynniejsza étoile naszych czasów. Supergwiazda, która podpisała swój pierwszy kontrakt płytowy jako nastolatka 20 lat temu, podobno sprzedała do tej pory ponad 200 milionów płyt. Trasa koncertowa „Eras”, która trwała od marca 2023 do grudnia 2024 roku, jest uważana za najbardziej udaną komercyjnie trasę koncertową wszech czasów i uczyniła ze Swift miliarderkę.
Podczas tej trasy koncertowej, obejmującej wszystkie jej albumy (które utożsamiała z osobistymi okresami), Swift występowała na scenie w olśniewających, lśniących kostiumach i była otoczona tancerzami. Tytuł albumu odzwierciedla „pełną energii, elektryzującą i pulsującą energię” trasy, zarówno pod względem jej życia zewnętrznego, jak i wewnętrznego, jak powiedziała Swift przed premierą.
Swift uważa te dwa lata za „najbardziej zaraźliwie radosny, dziki i dramatyczny okres” w swoim życiu. Piosenki na płycie „The Life of a Showgirl” miały, jak powiedziano, dać wgląd za kulisy, w emocjonalny świat niesławnej autorki autobiografii piosenek.
Zaraźliwie radosna? Czyż nie należy kierować się skojarzeniami? Ostatecznie poważny wyraz twarzy Swift być może odzwierciedla jedynie wyczerpanie pracoholika po trzygodzinnych koncertach, w przerwach między którymi Taylor z Étoile poleciała do Szwecji, aby nagrać album „Showgirl”. Wieczory koncertowe zawsze kończyły się kąpielą, jak mówiła piosenkarka, byle nie w błyszczących ubraniach.
Narzeczony Swift, Travis Kelce, również uznał tę muzykę za „zaraźliwą”. „Tak zaraźliwą, że aż się złościsz” – powiedział zawodnik Kansas City Chiefs o samouwielbieniu Swifta w jego podcaście „New Heights”.
Znów jest poezja i nawiązania – ale tym razem zdecydowanie więcej rytmów. Wielu fanów uważało, że rytmy były niedoreprezentowane na poprzednim albumie, „The Tortured Poets Department” (2024). Ale rytmy potrzebują aktorki. Obietnica Kelce'a dotycząca rytmów rzeczywiście była prawdziwa, ale nie są one nachalne, a wręcz powściągliwe.
Za ten utwór odpowiadał również Max Martin. Szwed, wraz ze swoim „uczniem” i rodakiem Shellbackiem (znanym również jako Karl Johan Schuster), kierował studyjnym nagraniem „The Life of a Showgirl”. Martin ostatnio pełnił funkcję producenta i autora tekstów do albumu Swift „Reputation” z 2017 roku, a jego nazwisko jest synonimem takich hitów jak „Blank Space” i porywający „Shake It Off”.
Abba również błyszczy, jak niektórzy podejrzewali. Choć każda chwytliwa piosenka najpopularniejszego szwedzkiego zespołu była przesiąknięta nutą melancholii.
Nawet po latach wszechobecności artystki, mania na punkcie Swift nie osłabła. Ani na świecie, ani w USA. Jej wyraźne poparcie dla kandydatki Demokratów na prezydenta Kamali Harris w zeszłym roku nie zaszkodziło popularności Swift w USA.
Magazyn „Neue Zürcher Zeitung” z 28 września
A wpis kapryśnego prezydenta USA Donalda Trumpa z połowy maja, że Swift „nie jest już na topie”, ponieważ powiedział: „Nienawidzę Taylor Swift”, był typowym dla Trumpa impulsywnym bełkotem. Rynek nie zemścił się na Swift, jak przewidywano. Tymczasem gwiazda zachowała neutralność, powstrzymując się od komentowania antydemokratycznej polityki Trumpa. Dlatego pod koniec sierpnia prezydent złożył jej gratulacje z okazji zaręczyn.
„Taylor Swift wkroczyła w swoją erę żon” – prognozował niedawno magazyn Neue Zürcher Zeitung. Jeśli ten romantyczny okres się utrzyma, w przeciwieństwie do poprzednich, nie będzie musiała tworzyć nowych piosenek po swoich licznych poradnikach o radzeniu sobie z końcem związku. NZZ spekuluje, że fani mogą być tym zirytowani.
Szczęśliwe zakończenie dla tancerki? Być może Swift podzieli się kilkoma słowami o planach ślubnych w programie Jimmy'ego Fallona „Tonight Show” 6 października lub dwa dni później w programie „Late Night with Seth Meyers”, gdzie – wbrew powszechnej praktyce – będzie jedyną gościnią programu.
Film promujący album – „The Official Release Party of A Showgirl” – będzie wyświetlany w wybranych kinach od 3 do 5 października. Znajdzie się na nim nie tylko teledysk do utworu „Ophelia”, ale także „niepublikowane dotąd, osobiste przemyślenia” Swift na temat tych piosenek.
rnd