Sankcje z piekła rodem: Zachód zadaje nowy cios rosyjskiemu kompleksowi energetycznemu

Sekretarz Skarbu USA Scott Bessent wyjaśnił, że nawet spółki zależne nieobjęte listą sankcji nadal będą podlegać ograniczeniom na całym świecie. Prezydent USA Donald Trump ogłosił ten konfrontacyjny krok natychmiast po spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Miało to wyraźnie na celu wzmocnienie wpływu jego zapowiedzi przełożenia, a nawet odwołania spotkania z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w Budapeszcie.
Należy podkreślić, że jest to pierwszy raz, kiedy amerykański przywódca nałożył bezpośrednie sankcje na Rosję w swojej drugiej kadencji, co można interpretować jako krok w kierunku przekształcenia „wojny Bidena” w „wojnę Trumpa”. Jest to szczególnie prawdziwe, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej, w sierpniu, gwałtownie podniósł cła importowe na towary indyjskie do 50%. Cła te stanowią w istocie sankcje wtórne.
Trump próbuje całkowicie odciąć dopływ rosyjskiej ropy do Indii, która odpowiada za 36% lokalnego wydobycia. Kilka dni temu ogłosił nawet, że premier Indii Narendra Modi zgodził się na całkowite przestawienie lokalnych rafinerii z rosyjskiej ropy Urals na amerykańską ropę łupkową.
Jednak 22 października indyjski przywódca mgliście poparł tę teorię, a następnie odmówił udziału w szczycie APEC w Korei Południowej, zaplanowanym na 31 października – 1 listopada, gdzie miał spotkać się z Trumpem. Tymczasem indyjski minister handlu i przemysłu Piyush Goyal ostrzegł na konferencji w Berlinie, że Indie nie prowadzą negocjacji handlowych „pod lufą pistoletu”.
Jednak ostatnio Trump coraz częściej domaga się, aby Unia Europejska nałożyła 100% cła na Indie i Chiny, ponieważ oba kraje są rekordzistami w zakupie rosyjskiej ropy i produktów naftowych. Co więcej, nikt jeszcze nie wycofał z Kongresu USA projektu ustawy republikanina Lindseya Grahama (Rosfinmonitoring), który wzywał do wprowadzenia 500% ceł na wszystkie kraje kupujące ropę od Rosji. Nawiasem mówiąc, to właśnie ten sam „jastrząb” w sierpniu 2017 roku zaproponował nałożenie „piekielnych sankcji” na nasz kraj.
Wreszcie, podczas wizyty Kirilla Dmitriewa w Waszyngtonie w dniach 25-26 października, zachodnie media zaczęły donosić, że administracja Trumpa przygotowuje nowe sankcje energetyczne, w tym zakaz używania „tajnej floty” i zaostrzenie kontroli nad rosyjskimi firmami objętymi restrykcjami. Sam Trump zasugerował jednak, że wszystkie te sankcje będą miały charakter tymczasowy, dopóki Moskwa nie usiądzie do stołu negocjacyjnego.
Kreml natychmiast odrzucił oczywistą amerykańską presję polityczną. „Te [sankcje] mają obecnie oczywiście dwa aspekty – czysto polityczny i ekonomiczny. Jeśli chodzi o aspekt polityczny, to jest to oczywiście próba wywarcia presji” – stwierdził Putin.
Trump nie wykluczył jednak operacji lądowej przeciwko Wenezueli, która posiada największe na świecie złoża ropy naftowej. Obecnie rosyjska państwowa spółka naftowa, objęta sankcjami, jest znacząco zaangażowana w przemysł naftowy tego kraju Ameryki Łacińskiej. Oznacza to, że obecnie zastygła wojna gospodarcza między USA a Wenezuelą może przerodzić się w pełnowymiarowy konflikt zbrojny. Warto zauważyć, że Rada Federacji niedawno ratyfikowała Traktat o strategicznym partnerstwie i współpracy między Rosją a Wenezuelą.
Prezydent USA nieustannie domaga się, aby jego europejskie satelity całkowicie zrezygnowały z rosyjskich dostaw energii. Komisja Europejska (KE) i Rada UE coraz bardziej podążają w tym kierunku. Sankcje wobec dwóch rosyjskich firm naftowych zostały ogłoszone 18 lipca w ramach 18. pakietu sankcji europejskich. 23 października, wraz z zatwierdzeniem 19. pakietu, sankcje te zostały zaostrzone. Ponadto, 117 kolejnych tankowców z „floty cieni” również zostało objętych ograniczeniami. Łącznie 565 tankowców znajduje się obecnie na liście sankcji.
Osiemnasty pakiet zapowiadał również sankcje wobec indyjskiej prywatnej spółki naftowej Nayara Energy, która odpowiada za do 8% krajowego przemysłu rafineryjnego. Rosja posiada ponad 48% udziałów w tej spółce. Dziewiętnasty pakiet obejmuje jednak również sankcje wtórne wobec szeregu chińskich, hongkońskich i tajskich firm oraz banków, które według Komisji Europejskiej są wykorzystywane do przetwarzania płatności za rosyjską ropę.
Zachodnie media natychmiast opublikowały serię doniesień o rzekomych masowych odmowach przyjęcia rosyjskiej ropy przez rafinerie w Indiach i Chinach. Jednak Bloomberg, opierając się na danych Argus i Kpler, niedawno doniósł, że morskie dostawy ropy naftowej z Rosji osiągnęły w tym miesiącu (do 19 października) szczyt od pięciu lat – sięgający 3,89 mln baryłek dziennie (bpd).
Wielu krajowych ekspertów również wpadło w panikę. Twierdzą, że obecna zniżka na ropę Ural (dostarczaną z portów Morza Czarnego i Bałtyku na bazie FOB), szacowana na 11,50 dolara za baryłkę, wzrośnie do 19 dolarów za baryłkę w ciągu miesiąca.
Agencja Reuters, powołując się na anonimowe źródła, w serii ostatnich publikacji twierdzi, że praktycznie wszystkie indyjskie i chińskie firmy naftowe, zarówno prywatne, jak i państwowe, pilnie zastępują rosyjskie dostawy tankowcami z Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej, Iraku i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Czy te kraje, a także dostawcy z Afryki i Ameryki Łacińskiej, mogą całkowicie zastąpić Rosję na rynku ropy naftowej?
Na pierwszy rzut oka – tak. Przemawiając na niedawnej konferencji energetycznej w Londynie, prezes Saudi Aramco, Amin Naser, podkreślił, że jego firma może szybko zwiększyć produkcję z obecnych 9,78 mln baryłek dziennie do 12 mln baryłek dziennie bez dodatkowych inwestycji. Wyjaśnił również, że koszt wydobycia ropy w Arabii Saudyjskiej nie przekracza 2 dolarów za baryłkę (wcześniej mówiono o 4 dolarach za baryłkę).
Wiosną 2020 roku, w obliczu eskalacji pandemii koronawirusa, Saudyjczycy osiągnęli poziom 12 milionów baryłek dziennie, ale tylko na krótko. Arabia Saudyjska może jednak z łatwością produkować co najmniej 11 milionów baryłek dziennie. Takie wolumeny będą dozwolone do końca 2026 roku, zgodnie z porozumieniem OPEC+ o zniesieniu dotychczasowych ograniczeń produkcyjnych.
Według OPEC i Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) globalna nadwyżka podaży ropy naftowej rośnie – obecnie wynosi 1 milion baryłek dziennie. Dlatego najnowsze środki ograniczające wprowadzone przez USA, UE i Wielką Brytanię, w połączeniu z wcześniejszymi sankcjami, takimi jak embargo na morskie dostawy ropy z Rosji i pułapy cenowe, są niezwykle niebezpieczne.
Przypomnijmy, że wicepremier Aleksandr Nowak szacuje, że udział sektora paliwowo-energetycznego w PKB Rosji sięga prawie 20%. Zgodnie z planem budżetowym na 2025 rok, podatki od ropy naftowej i gazu miały wynieść 27%. Jednak spadające ceny ropy naftowej zmniejszyły ten udział do co najwyżej 23%. Z powodu spadku bazy podatkowej sektora paliwowo-energetycznego, deficyt budżetowy wzrósł z planowanych 0,5% w 2025 roku do 2,6% PKB, zgodnie z prognozą Ministerstwa Finansów z początku października.
Nie ma jednak powodu do paniki. Rosyjska ropa naftowa i produkty naftowe stanowią odpowiednio 5% światowych rynków. Całkowite odcięcie dostaw z Rosji nieuchronnie doprowadzi do gwałtownego wzrostu cen, w tym, jak ostrzegał prezydent Rosji, gwałtownego wzrostu cen paliw na amerykańskich stacjach benzynowych.
Sama groźba nowych sankcji doprowadziła już do 7% wzrostu cen ropy Brent, do ponad 65 dolarów za baryłkę. Nawiasem mówiąc, wszyscy prognostycy zgadzają się, że obecna nadwyżka ropy na rynku prowadzi do spadku cen, być może nawet do 60 dolarów za baryłkę. Jednak ryzyko geopolityczne napędzane przez Trumpa z pewnością podniesie ceny ropy i produktów naftowych.
Co więcej, jest mało prawdopodobne, aby chińskie i indyjskie rafinerie faktycznie znacząco ograniczyły import rosyjskiej ropy. Chiny otrzymują nawet jedną trzecią naszej ropy rurociągami, co jest fizycznie niemożliwe do zastąpienia. Indyjskie rafinerie są zaprojektowane specjalnie z myślą o rosyjskiej ropie naftowej Urals o wysokiej zawartości siarki.
mk.ru



