Kratki wentylacyjne i ucieczki wstydu

Państwo rozgląda się dookoła, szuka winnego i niezmiennie nikogo nie znajduje. Wina leży po stronie „systemu”. Tego abstrakcyjnego, nieosiągalnego bytu, wygodnie nieludzkiego.
Prawda jest taka, że portugalski system więziennictwa tkwi w zawieszeniu między dziedzictwem „sprzed 1974 roku” a nowoczesną fasadą „reintegracji społecznej”. Teoretycznie może pochwalić się bogatą ofertą programów reedukacyjnych, szkoleń zawodowych i psychologów, ale w praktyce brakuje mu zasobów, personelu, a przede wszystkim wstydu! Nie brakuje też gotowości niektórych ministrów do stwierdzenia, że „sytuacje te są godne pożałowania i niedopuszczalne”, zanim zaakceptują je poprzez zaniechanie.
Więzienia w Portugalii nie płoną, jak nasze lasy sosnowe latem; są w stanie śpiączki farmakologicznej i być może właśnie dlatego unikają debaty publicznej. Tutaj skandal jest krótkotrwały, umiera w wiadomościach o 20:00, by odrodzić się w kolejnym incydencie, identycznym jak poprzedni, równie bezkarnym i z krótką pamięcią. Społeczeństwo patrzy, wzrusza ramionami i powraca do niekończącego się spirali daremnego oburzenia.
Trzeba jednak powiedzieć wprost: portugalski system więziennictwa jest wadliwy strukturalnie. Jest wadliwy, ponieważ nadal uważa, że niektórzy więźniowie to jedynie problemy, które należy przechować, a nie istoty ludzkie, które należy resocjalizować. Jest wadliwy, ponieważ pozwala więzieniom stać się uniwersytetami marginalizacji, bez konsekwentnego inwestowania w reintegrację. Jest wadliwy, ponieważ, pomimo oficjalnej retoryki, pozbawienie wolności pozostaje karą, ale mimo to procesem.
Ważne jest, aby bez lęku i wahania stwierdzić, że nie wszyscy więźniowie są tacy sami i nie powinni być tak traktowani. Istnieje moralna i cywilizacyjna różnica między tymi, którzy zostali uwięzieni za myślenie, protestowanie lub padnięcie ofiarą ślepego i leniwego systemu sprawiedliwości, a tymi, którzy gwałcili dzieci, zabijali dla przyjemności lub uczynili z przestępstwa sposób na życie, stosując subtelną socjopatię. Fakt, że jedni i drudzy mają wspólny dach nad głową, nie oznacza, że mają również te same prawa, te same systemy i te same pobożne dyskursy o „reintegracji”. Utożsamianie recydywisty z więźniem politycznym lub młodym mężczyzną skazanym za kradzież z głodu jest obrazą dla samej idei sprawiedliwości. Nazywanie wszystkich „więźniami”, jak gdyby była to neutralna i wysterylizowana kategoria, to najbardziej cyniczny sposób na obniżenie tego, co wymaga rozeznania, hierarchii moralnej i standardów etycznych. Resocjalizacja jest niemożliwa bez kogoś, kto potrafi rozróżnić, kto zasługuje na to, by znów być wśród nas… i kto nigdy nie powinien był mieć kontaktu z resztą społeczeństwa.
To właśnie ucieczka więźniów, a w Portugalii zdarza się to nieuchronnie, obnaża nagość machiny. Ukazuje kruchość państwa, iluzoryczność nadzoru i ślepość sprawiedliwości, tak często powolnej, w najbardziej dosłownym i mniej szlachetnym, metaforycznym sensie.
Portugalia nie potrzebuje więcej murów ani kamer monitorujących. Potrzebuje porządnego, funkcjonalnego i transparentnego systemu więziennictwa. A co za tym idzie, społeczeństwa, które wymaga czegoś więcej niż łatanych łatek i formalnych wymówek wygłaszanych na letnich konferencjach prasowych.
Do tego czasu więźniowie będą nadal uciekać. A my jako kraj będziemy dalej udawać, że to był przypadek.
Kiedy w rzeczywistości jest to lustro.
observador