Cóż za sceny w Vojens! Polak nie był w stanie sam zdjąć butów. Potworny ból!
Korespondencja z Vojens
Przyjemski przyjechał do Vojens jako lider klasyfikacji generalnej cyklu SGP2. W walce o drugie w karierze złoto indywidualnych mistrzostw świata juniorów miał tylko 4 punkty przewagi nad Nazarem Parnickim. Już po pierwszym biegu, gdy nawet nie dojechał do mety, stało się jasne, że bardzo trudno mu będzie się obronić.
Polak walczył z bólem obu nóg, które 19 sierpnia ucierpiały w wyniku wypadku w lidze szwedzkiej.
— Lewa była operowana, bo była złamana, a prawa zwichnięta. Więc naprawdę nie było łatwo — zdradził po zawodach Polak, szczęśliwy z faktu, że udało mu się sięgnąć po srebrny medal. Zdobył go z przewagą 6 "oczek" nad Duńczykiem, Mikkelem Andersenem. Złoto ostatecznie przegrał różnicą 10 punktów, bo Parnicki był w Vojens perfekcyjny.
Ukrainiec wygrał wszystkie pięć biegów w rundzie zasadniczej i po niej został ogłoszony zwycięzcą zawodów oraz całego cyklu, bo ulewa nie pozwoliła na rozegranie biegów ostatniej szansy i finału.
Przyjemski i tak w tych decydujących biegach by nie wystąpił, bo w rundzie zasadniczej został sklasyfikowany dopiero na 11. pozycji. Cud, że w ogóle jednak pojawił się w Vojens i stanął pod taśmą!
— To były naprawdę ciężkie dwa tygodnie. W zasadzie całe dnie rehabilitacji. Udało mi się odjechać dwa treningi w Bydgoszczy, ale były one naprawdę średnie. Sam się w domu zastanawiałem czy w ogóle jest sens przyjeżdżać tu, ale zagryzłem zęby, bo wiedziałem o co walczę. Dzisiaj srebrno na pewno jest zwycięskie i bardzo się z tego cieszę — powiedział Przyjemski.
Przyjemski śruby powiesi razem z medalemJuż jego pierwszy bieg, którego nie ukończył wlał w serca polskich kibiców mnóstwo niepokoju. Drugi, pewnie wygrany po świetnym starcie spod bandy, znów rozbudził nadzieje, ale na krótko.
— Jak dzisiaj pokazały całe zawody, ten start był kluczem. Mi tych startów brakowało. W tym drugim biegu jeszcze się jakoś w miarę zabrałem, ale naprawdę były ciężkie zawody dla mnie — powiedział.
W kolejnych wyścigach było widać, że Polak walczy z organizmem, a na dodatek zawiodła go jeszcze jego najmocniejsza broń, wyjścia spod taśmy. Czy brakowało ich nie tylko z powodu bólu, ale także ze względu na dłuższy rozbrat z motocyklem?
— Nie mam pojęcia. Nawet się nad tym dzisiaj nie zastanawiałem — przyznał potwornie zmęczony Przyjemski.
— Dzisiaj te srebro jest naprawdę dla mnie czymś wielkim. Jeszcze raz gratulacje dla Nazara, a ja się po prostu cieszę z tego, że udało się wsiąść na motocykl i objechać te pięć biegów. Co tu dużo mówić. Od początku mi się tu dzisiaj nie układało. Do tego ten ból, w zasadzie obydwu nóg. Ból naprawdę był dosyć duży. Tak sobie w głowie pomyślałem po tym ostatnim biegu, że chyba, jak mi wykręcą śruby z tej nogi, to sobie je powieszę razem z tym medalem na półce. Najbardziej się cieszę z tego, że dałem radę. Jeszcze w tym sezonie troszkę meczów przed nami, więc trzeba się na to przygotować — zapowiedział.
— Tak jak już powiedziałem w telewizji, to nie jest przegrane złoto, a zwycięskie srebro, więc na pewno się z tego cieszę. W zeszłym roku była walka z Nazarem. W tym roku też, więc mam nadzieję, że w przyszłym roku też uda nam się świetnie pościgać —zakończył Przyjemski.
przegladsportowy