Ile jest warta europejska obronność bez żołnierzy z USA? Ich wycofanie będzie ogromnym problemem

- Jedna z największych obaw dla w Europy w trakcie drugiej kadencji Donalda Trumpa dotyczy możliwości wycofania wojsk amerykańskich ze starego kontynentu.
- Specjaliści od razu wyliczyli, że koszty, które musiałyby podjąć europejskie państwa Unii Europejskiej bez USA, by skutecznie wzmocnić obronność, byłyby horrendalne.
- Polska liczy, że jej znaczenie na wschodniej flance NATO, bardzo duże wydatki na zbrojenia w stosunku do PKB i zakupy broni w USA gwarantują, iż żołnierze USA zostaną w Polsce. Tylko czy to do końca pewne?
- O znaczeniu najnowszych inwestycji w obronność dyskutować będziemy podczas konferencji "Przemysł dla obronności". Wydarzenie odbędzie się 15 października w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach.
W Europie, ale także w Polsce przywykliśmy, że w sytuacji zagrożenia zawsze pomogą nam Amerykanie. Bez skrupułów korzystaliśmy z ich parasola obronnego. Jednym z filarów tego bezpieczeństwo są wojska amerykańskie, stacjonujące na stałe lub rotacyjnie w wybranych krajach europejskich, w tym na wschodniej flance NATO.
Nic dziwnego, że po zapowiedziach Donalda Trumpa sugerujących, iż odcina się od Europy, a do tego mówi o częściowym, a może nawet całkowitym wycofaniu stacjonujących tu amerykańskich żołnierzy, Europa uznała, że to oznaczałoby poważne tarapaty.
Taki scenariusz ciągle może się ziścić 28 lipca portal Politico, powołując się na źródła w NATO, podał, że Stany Zjednoczone chcą zredukować aż o 30 proc. swoje wojska w Europie. Czy Polska też znajdzie się na celowniku USA przy tej redukcji?
- Utknęliśmy w myśleniu z przeszłości, że tylko USA mogą nas ochronić przed Rosją. To się zmienia, ale wciąż zbyt wolno. W ostatnich latach w państwach NATO zachodniej Europy nie powstała żadna nowa dywizja ani nawet brygada. Europa zdaje sobie sprawę, że bez amerykańskich gwarancji wciąż jest jeszcze zbyt słaba, by stawić czoła Rosji - powiedział podczas ostatniej rozmowy z portalem WNP gen. broni w st. spocz. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych oraz były wiceszef MON.

Wypowiedzi generała na tematy wojskowo-polityczno-obronne pewnie długo jeszcze będziemy przytaczać, bo to jeden z najlepszych polskich dowódców, którego opinie, czasem ostre, bezkompromisowe, wciąż nie tracą na aktualności. Warto przypominać je ku nauce i przestrodze.
Europa w przypadku konfliktu z Rosją obecnie sama się nie obroniO kłopotach Europy, jakie czekałyby ją w przypadku wycofania się wojsk USA, wypowiedzieli się analitycy wielu światowych think-tanków. Wnioski są podobne. Amerykanie są w Europie niezastąpieni. Tak wynika m.in. z raportu Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS).
IISS ocenił koszty finansowe i możliwości przemysłu obronnego europejskich państw NATO, aby mogły bronić się przed przyszłym zagrożeniem ze strony Rosji, gdyby Stany Zjednoczone wycofały się z NATO.
Wnioski z tego raportu są takie, że Europa mogłaby funkcjonować bez wojskowego wsparcia Ameryki, ale zastąpienie jej potencjału zajęłoby ćwierć wieku i pochłonęłoby w tym okresie nawet 1 bilion dolarów.
Tylko na zakup potrzebnych Europie na już do względnej samodzielności obronnej 400 samolotów taktycznych, 20 niszczycieli oraz 24 systemów rakiet ziemia-powietrze dalekiego zasięgu - trzeba by wydatkować od 226 do 344 mld dol.
Europejskie kraje NATO musiałyby też zwiększyć szybko liczebność swoich wojsk przynajmniej o 300 tys. żołnierzy. To generowałoby dodatkowe koszty, związane nie tylko z konserwacją i utrzymaniem sprzętu, ale też wydatkami dla liczniejszego personelu, który by je obsługiwał.
Podobne są wnioski analityków polskiego Instytutu Studiów Strategicznych, zajmującego się stosunkami międzynarodowymi ze szczególnym uwzględnieniem integracji Polski z Unią Europejską. Jak oszacowali, koszt zastąpienia całego amerykańskiego personelu w Europie (łącznie z cywilami to ok. 128 tys. osób) w przypadku szeroko zakrojonej operacji militarnej przekroczyłby 12 mld dol.
Wydatki te nie uwzględniają wielu trudnych do oszacowania kosztów, które generują m.in. instytucje kontroli i koordynacji, wykorzystanie przestrzeni kosmicznej czy wywiad. Europejczycy musieliby również obsadzić kluczowe stanowiska wojskowe, w tym naczelnego dowódcy sojuszniczego i głównego dowódcy NATO w Europie, ale również wiele niemilitarnych, chociażby w zakresie koordynacji dyplomatycznej.
Dlatego państwa Starego Kontynentu, które dopiero ruszają z odbudową swoich potencjałów bojowych, bez pomocy USA, w przypadku konfliktu na dużą skalę, znalazłyby się w trudnej sytuacji.
Krytyczna ocena armii USA przyczyną odwołania wojsk amerykańskich z EuropyWydawało się, że obawy o wycofanie się USA z Europy rozwiał czerwcowy szczyt NATO w Hadze, gdzie sojusznicze kraje europejskie niemal jednogłośnie zgodziły się na podniesienie wydatków na zbrojenia do 5 proc. PKB do 2035 r.
Donald Trump wydawał się z tych deklaracji zadowolony, zapewnił, że art. 5 NATO wciąż obowiązuje i Ameryka nie zostawi sojuszników samych w biedzie.
To nie znaczy jednak, że administracja amerykańska zmieniła zdanie co do wycofania wojsk z Europy. Znamienne jest choćby to, co konserwatywny think-tank Defence Priorities, kilka tygodni przed opublikowaniem przez Pentagon Global Posture Review (GPR), pokazał na swojej oficjalnej stronie internetowej. Chodzi o dokument podsumowujący amerykańską obecność wojskową w świecie.
Raport ten, omawiany teraz przez media branżowe, ma być podstawą do dyskusji na temat obecności wojsk USA w świecie, którą jesienią podejmie prezydencka administracja. Na co zwracają uwagę jego autorzy, a właściwie autor, Dan Caldwell, do kwietnia tego roku doradca sekretarza obrony Pete’a Hegsetha.
Główne tezy raportu sprowadzają się do tego, że amerykańskie siły zbrojne oceniono jako słabe, najsłabsze po raz pierwszy od 2015 r. Najgorzej oceniono: Siły Powietrzne USA (USAF) z powodu braków kadrowych i małej liczby godzin lotów, ale też Marynarkę Wojenną USA za słabą gotowość i bardzo słaby potencjał ilościowy.
Dostało się też Space Force - Silom Kosmicznym, utworzonej w 2019 r. szóstej formacji armii USA, która ma m.in. zapewnić siłom zbrojnym USA i sojusznikom zdolności kosmiczne. Z oceny wynika, że zdolności te są dalekie od oczekiwanych możliwości ofensywnych i defensywnych tych sił.
Dodajmy, że najlepiej oceniono Korpus Piechoty Morskiej (USMC), który jest silny dzięki modernizacji i reorganizacji, oraz system odstraszania nuklearnego USA. Określono go jako wystarczający, choć zagrożony przez rosnący potencjał Chin.
Poza granicami USA stacjonuje aż 200 tys. amerykańskich żołnierzyWedług tego raportu, przekazanego Białemu Domowi, poza granicami USA stacjonuje aż 200 tys. amerykańskich żołnierzy, z czego 90 tys. w Europie. W Niemczech stacjonuje 39 tys. amerykańskich żołnierzy, w Polsce 14 tys. (obecność rotacyjna), a we Włoszech 13 tys. Konkluzja raportu jest taka, że to zdecydowanie zbyt wiele, nawet jak na odpowiedź na rosyjskie zagrożenie. Stąd propozycja redukcji wojsk amerykańskich w Europie.
Argumentem, który ma za tym przemawiać, jest teza, że skoro Rosja przez 3,5 roku nie jest w stanie poradzić sobie z mniejszą i słabiej uzbrojoną Ukrainą, to nie ma szans, aby rzuciła wyzwanie całej Europie, szczególnie że dla naszego kontynentu ewentualna wojna byłaby wojną obronną.
To zrodziło obawy, że relokacja amerykańskich żołnierzy może dotyczyć także Polski. Już wcześniej obawy co do tego wzbudziła decyzja o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z Jasionki, podjęta przez Dowództwo Armii USA w Europie i Afryce (USAREUR-AF). Szybko jednak okazało się, że była to decyzja planowana z wyprzedzeniem, w ścisłej współpracy z NATO oraz polskimi władzami.
- Wojska USA pozostają w Polsce, ale w innych lokalizacjach. Decyzja była z nami uzgadniana i komunikowana. Wskazaliśmy bazy, w których możemy przyjąć żołnierzy amerykańskich - zapewnił wówczas szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.
Podobnie jak prezydent Andrzej Duda. - Nie mam żadnych informacji, aby plany ograniczenia obecności wojsk USA dotyczyły Polski. Wręcz przeciwnie - mówiliśmy o intensyfikacji tej obecności - podkreśliła głowa państwa.

Dla nas najważniejsze jest to, że choć raport ma charakter krytyczny wobec strukturalnych problemów amerykańskiej armii, to jednocześnie docenia wartość sojuszy, w tym partnerstwa z Polską. Jak podkreślono, USA są silne tylko z sojusznikami. Co więcej, w raportach Defence Priorities podkreśla się, że współpraca z Polską i NATO jest kluczowa dla utrzymania globalnej pozycji USA.
Polska wymieniona jest jako ważny partner regionalny, który zwiększa zdolności odstraszania NATO, a Europa jako sprzyjające środowisko operacyjne. Wzrost znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, również w USA, jest zauważalny w kontekście wojny w Ukrainie i modernizacji Wojska Polskiego. Raport wskazuje m.in. na rosnącą rolę Polski jako filaru wschodniej flanki NATO, która odgrywa coraz ważniejszą rolę w strategii odstraszania Pentagonu, zwłaszcza w kontekście wschodniej flanki NATO.
Pentagon traktuje nasz kraj jako punkt ciężkości odstraszania RosjiAmerykanie nie mogą ignorować tego, że w Polska utrzymuje stałe i rotacyjne bazy sił USA w Polsce, m.in.: bazę w Powidzu, Drawsku Pomorskim i Żaganiu. W Poznaniu od 2020 r. działa Dowództwo V Korpusu US Army, koordynując operacje lądowe w Europie. Także z własnych środków, choć nie bez pomocy USA i NATO, inwestujemy w magazyny, pasy startowe i centra dowodzenia dla sił amerykańskich.
Do tego za ogromne pieniądze, jak na nasze możliwości budżetowe, kupujemy sprzęt kompatybilny z siłami USA, jak systemy artylerii rakietowej HIMARS, przeciwrakietowe systemy Patriot, samoloty F-35, Abramsy, drony MQ-9B SkyGuardian, rakiety JASSM-ER i NSM, zwiększające zdolności uderzeniowe i odstraszające, czy aerostaty rozpoznawcze. Polska jako jeden z pierwszych krajów poza USA wdraża system dowodzenia ogniem IBCS.
Nasze wojsko bierze też udział w ćwiczeniach z udziałem tysięcy żołnierzy USA, jak np. Defender Europe, Anakonda czy Dragon. Dzięki tym działaniom Polska nie tylko wzmacnia własne bezpieczeństwo, ale też realnie współtworzy system odstraszania NATO, będąc jednym z najbardziej zaangażowanych partnerów USA w Europie.
Nie powinno zatem dziwić, że Polska jest uznawana przez Pentagon za modelowy przykład zaangażowania, zarówno pod względem wydatków, jak i interoperacyjności z siłami USA. Dlatego trudno nam sobie wyobrazić, by te stosunki się zmieniły i ktoś w Departamencie Obrony czy administracji prezydenta Trumpa chciał wycofania wojsk amerykańskich z naszego kraju. Przeciwnie, liczymy na dalsze sojusznicze wsparcie.
O tym, że Polska ma strategiczne znaczenie dla NATO, a Pentagon traktuje nasz kraj jako punkt ciężkości odstraszania Rosji (obok Rumunii i państw bałtyckich), zapewniali nas też wiele razy przedstawiciele amerykańskiej administracji i armii. Już pod koniec 2024 r. Departament Stanu USA oświadczył, że Polska jest kamieniem węgielnym wschodniej flanki NATO i kluczowym partnerem strategicznym Stanów Zjednoczonych.
- Polska jest wspaniałym gospodarzem. W ciągu ostatnich kilku lat przenieśliśmy się do bardziej stałych obiektów w kraju - mówił Gen. Christopher Donahue, dowódca armii USA w Europie i Afryce, po relokacji amerykański żołnierzy z Jasionki.
Wyzwaniem jest utrzymanie Europy w jednościMimo częstych zmiany zdania przez prezydenta Trumpa i wynikającej z tego niepewności, wizja całkowitego odejścia żołnierzy USA z naszego kraju wydaje się mało realna. Sęk w tym, że nawet gdyby u nas zostali w nieuszczuplonej liczbie, ale za to zredukowali swoją obecność w innych krajach Europy, to ciągle byłby problem i dla nas.
Gen. Jarosław Gromadziński, od czerwca 2023 dowódca Eurokorpusu, przypomniał podczas Defence24 Days w 2024 r., że Europa musi mówić jednym głosem. Rozproszenie decyzji i różnice w zaangażowaniu wojskowym mogą być wykorzystane przez przeciwnika jako słabość.
Podobnie uważa gen. Stanisław Koziej, były szef BBN i były wiceszef MON, który w rozmowie z naszym portalem wielokrotnie podkreślał, że Europa nie powinna dać się podzielić w kwestii wsparcia wojskowego dla Ukrainy, ale również na kraje Unii Europejskiej wspierane wojskowo bądź nie przez USA.
- Pozostawienie Europy przez Stany Zjednoczone byłoby bardzo ryzykowne i niedobre nie tylko dla Ukrainy, Unii Europejskiej i Polski, ale także dla interesów Stanów Zjednoczonych - zapewniał gen. Koziej.
Gen. dr Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM, od dawna przekonuje, że jednym z końcowych celów strategicznych Rosji, które stawia sobie w długofalowej perspektywie, jest wyparcie Stanów Zjednoczonych z Europy.
- Putin dąży do trwałego podziału Europy, eliminacji wpływów USA i rozbicia jedności NATO - przestrzega gen. Polko.
Oczywiście utrzymanie Europy w jedności to najważniejsza kwestia do rozwiązania. Europa wciąż jest podzielona i jak dotąd każde państwo wciąż dba głównie o swoje interesy i to się długo nie zmieni. Nie należy jednak zapominać, że bezpieczeństwo Polski, jeśli chodzi o sojusze, musi się opierać na dwóch nogach - amerykańskiej pomocy, ale też niezawodnej pomocy natowskich krajów europejskich - sojuszników, których mamy najbliżej.
wnp.pl