Działania von der Leyen podważają wiarę w europejską demokrację

Unia Europejska, w której antyeuropejczycy nadają ton, a sceptycy klimatyczni dzierżą klucze do polityki klimatycznej: trudno to sobie wyobrazić. A jednak taki obraz wyłonił się w zeszłym tygodniu w Parlamencie Europejskim, podczas pełnej dramatyzmu i nieoczekiwanych zwrotów akcji sesji plenarnej w Strasburgu. W dwóch kluczowych kwestiach europejskich – klimacie i przejrzystości – eurosceptyczni politycy zdołali ukraść show, zostawiając partie centrowe w tyle.
Nadchodzące lata będą naznaczone intensywnymi negocjacjami dotyczącymi celów klimatycznych UE na rok 2040. Pytanie, które pojawiło się w Parlamencie Europejskim w tym tygodniu, brzmiało: która grupa polityczna zostanie wyznaczona na sprawozdawcę w tej trudnej, ale prestiżowej sprawie? Rodziny polityczne mogą ubiegać się o to wpływowe stanowisko w swoistej „aukcji”. Zwycięzcę ogłoszono we wtorek: Patrioci Europy, klub Geerta Wildersa, Viktora Orbána, Matteo Salviniego i Marine Le Pen, między innymi. Grupa ta pragnie, aby Zielony Ład poniósł porażkę jak najszybciej i zdecydowanie odrzuciła ostatnie propozycje Komisji Europejskiej dotyczące redukcji emisji. Partie centrowe oskarżały się wzajemnie o brak uważnej obserwacji.
W czwartek eurosceptycy poruszyli kolejną ważną kwestię: transparentność. W przeszłości to właśnie radykalne partie prawicowe często popadały w kłopoty z powodu braku transparentności, na przykład w kwestii finansowania partii czy korzystania z dotacji unijnych. Teraz udało im się zwrócić uwagę na Ursulę von der Leyen, przewodniczącą Komisji Europejskiej.
„VDL” była wcześniej krytykowana za swoją niejasną rolę w pośredniczeniu w umowach dotyczących szczepionek z firmą Pfizer podczas epidemii koronawirusa. Nigdy nie chciała odpowiadać za to, ale w tym tygodniu została do tego zmuszona pod presją prawicowo-konserwatywnej frakcji EKR (Konserwatyści i Reformatorzy), do której należą SGP i partia PiS, znana z ataków na polską praworządność.
Afera znana jako „Pfizer-gate” dotyczyła wymiany SMS-ów między VDL a kierownictwem Pfizera. VDL odmówiła ujawnienia tych wiadomości; Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł w maju, że powinna to zrobić, ale przewodnicząca Komisji Europejskiej pozostaje tajemnicą. Na wniosek rumuńskiego europosła Gheorghe Piperei złożono wniosek o cofnięcie jej wotum zaufania. Wniosek, zgodnie z przewidywaniami, zakończył się fiaskiem, ale jego inicjatorom udało się sprawić, że przez tygodnie dyskusja koncentrowała się wyłącznie na mniej pozytywnych aspektach VDL, a nawet samej europejskiej demokracji. Misja wykonana.
Po wyborach europejskich w czerwcu ubiegłego roku Parlament Europejski przesunął się na prawo. Od tego czasu populiści organizują się skuteczniej i wydajniej w frakcjach parlamentarnych, umiejętnie rozgrywając partie centrowe i coraz skuteczniej kształtując program polityczny. Von der Leyen sama się do tego przyczyniła. Jej pierwsza kadencja jako przewodniczącej Komisji (2019-2024) koncentrowała się na współpracy dwóch tradycyjnych potęg w Parlamencie Europejskim: jej własnej rodziny politycznej, Europejskiej Partii Ludowej (EPL), oraz Socjaldemokratów (S&D), wspieranej przez liberałów (Renew). Od wyborów w 2024 roku jest w stanie kierować zarówno lewicą, jak i prawicą – czyli radykalną prawicą. A EPL, za cichym przyzwoleniem von der Leyen, robi to regularnie, w szczególności w celu przeforsowania złagodzenia polityki klimatycznej.
Nie jest to całkowicie zaskakujące, ale wywołało to znaczne oburzenie wśród bardziej lewicowych, proeuropejskich partii, które pomogły VDL uzyskać większość w zeszłym roku. „W czasach globalnej niestabilności i nieprzewidywalności UE potrzebuje siły, wizji i zdolności do działania” – napisała VDL w czwartek po głosowaniu. Nie ma w tym cienia wątpliwości, ale dobrze by było, gdyby liderka UE i jej partia dawały dobry przykład. Współpraca z partiami, które uważają naukę o klimacie czy praworządność jedynie za kwestię opinii, albo które po cichu podziwiają Putina, może przynieść krótkoterminowe korzyści polityczne, ale na dłuższą metę to ślepa uliczka.
Wydarzenia minionego tygodnia dały konstruktywnym stronom wiele do myślenia. To one – a nie eurosceptycy – powinny być na czele w kwestiach takich jak transparentność czy klimat. Zrozumiałe jest, że socjaldemokraci nie chcą głosować za wątpliwymi, radykalnymi inicjatywami prawicowymi. Gdyby wniosek został przyjęty w czwartek, zgodnie z przepisami, doprowadziłoby to do dymisji całej Komisji. Jednocześnie musi istnieć wystarczająco dużo miejsca na krytykę tej Komisji. Dyskusji nie można zawsze z góry stłumić argumentem, że świat płonie. W dłuższej perspektywie to również podważy wiarę w europejską demokrację.
nrc.nl