Stare żelazo. Upadek Intela, od gigantów do małych ryb


Getty Images
Magazyn
Od początków Doliny Krzemowej po walkę o przetrwanie. Kryzys kalifornijskiego społeczeństwa jest przypowieścią o tempie innowacji technologicznych.
Na ten sam temat:
Są firmy, które generują zyski i firmy, które tworzą historię. Są też takie, które potrafią robić jedno i drugie, jak Intel. Marka, która jest czymś znacznie więcej niż tylko firmą z jej produktami, menedżerami i rynkami . Bez Intela nie byłoby Doliny Krzemowej, jaką znamy dzisiaj. Świat nie doświadczyłby boomu komputerów osobistych, takiego jak w latach 80., a giganci tacy jak IBM i Microsoft nie staliby się tak kolosalni. Internet nie rozwinąłby się z szybkością i skalą, które charakteryzowały jego start . Cały ekosystem cyfrowy, który dziś bierzemy za pewnik, został ukształtowany przez rewolucję mikroprocesorową wprowadzoną przez Intela, a każdy, kto pamięta lata 90., nie może nie łączyć marki „Pentium” i kultowej kampanii marketingowej „Intel Inside” z ideą szybkości, wydajności obliczeniowej i mocy obliczeniowej.
Problem w tym, że dziś Intel zdaje się zmagać zarówno z zyskiem, jak i ze zmianą swojej historii, ryzykując, że zostanie zepchnięty do lamusa minionych czasów. Koszmarem na horyzoncie jest dołączenie do grona marek analizowanych na uniwersyteckich studiach magisterskich, gdy próbują wyjaśnić, co dzieje się z tymi, którzy nie rozumieją od razu innowacji: Kodak, Blockbuster, Nokia, BlackBerry, Motorola, Polaroid, Toys 'R' Us, Myspace.
Koszmar znalezienia się na studiach magisterskich obok Kodaka, Blockbustera, Nokii, BlackBerry i Motoroli
Nie jest przesądzone, że tak się skończy; los Intela jest wciąż przesądzony i może to być nawet los wielkiego odrodzenia. Jednak firma z Santa Clara w Kalifornii niewątpliwie przeżywa najtrudniejszą fazę swojej prawie sześćdziesięcioletniej działalności. I może winić tylko siebie i swoich menedżerów za błędne obliczenia i niezrozumienie nie jednej, ale dwóch rewolucji w ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat: rewolucji smartfonów i rewolucji sztucznej inteligencji. Błędy, za które płaci się drogo w szybkim i bezwzględnym cyfrowym świecie . To, co w 2000 roku było gigantem o kapitalizacji rynkowej wynoszącej 500 miliardów dolarów i dominowało w branży półprzewodników, zostało teraz zredukowane do wielkości mniejszej niż 100 miliardów dolarów, co plasuje je znacznie poniżej piętnastego miejsca w globalnym sektorze. Lata świetlne od obecnych gigantów, takich jak Nvidia, która zrozumiała potencjał sztucznej inteligencji jako pierwsza i jest obecnie warta około 4 bilionów dolarów (cztery tysiące miliardów) na giełdzie. Albo jak tajwański światowy lider w produkcji mikroprocesorów TSMC (Taiwan Semiconductor Manufacturing Company), którego wartość szacuje się na około 1,5 biliona .
W roku 2000 był to gigant branży półprzewodników wart 500 miliardów dolarów, dziś jego wartość spadła do mniej niż 100 miliardów dolarów
Pomimo wsparcia amerykańskich rządów, najpierw za czasów Joe Bidena, a teraz Donalda Trumpa, które przeznaczyły setki miliardów na wsparcie amerykańskiego sektora mikroprocesorów i próbowały przyspieszyć odbudowę Intela, kalifornijska firma stała się małą rybką zagrożoną przejęciem przez jednego z gigantów dysponujących dużymi środkami finansowymi . Niewiele może zrobić, aby się bronić, a aby się odbudować, może jedynie ograniczyć wydatki, aby stać się jeszcze bardziej szczuplejszą. A tym samym, jest jeszcze bardziej narażona na ryzyko przejęcia rynku.
Ścieżkę cięć podjął już Pat Gelsinger, CEO, który w ostatnich latach próbował ożywić Intela, ale mu się to nie udało. Gelsinger rozpoczął plan zwolnienia 15 000 pracowników, co zwiększyło łączną liczbę miejsc pracy do około 100 000, ale nie udało mu się odzyskać pozycji ani w produkcji chipów, zdominowanej przez TSMC, ani w sektorze projektowania urządzeń AI, w którym przodują NVIDIA i AMD. Akcje Intela straciły 50% w ciągu roku, a w grudniu ubiegłego roku zarząd firmy podjął decyzję o zwolnieniu Gelsingera i zakończeniu jego projektu . Znalezienie następcy zajęło wiele miesięcy i ostatecznie, w kwietniu, wybór padł na Lip-Bu Tana, menedżera najwyższego szczebla z dużym doświadczeniem w branży półprzewodników. Podczas niedawnej prezentacji wyników za półrocze przedstawił swój plan: zwolnienie kolejnych 25 000 pracowników, do łącznej liczby 75 000, oraz porzucenie planów budowy zakładów w Europie (głównie w Niemczech i Polsce, ale Włochy również były omawiane). Zatrzymał również ekspansję w Ohio, którą zarówno Biden, jak i Trump uznali za polityczne zwycięstwo. „Podejmujemy trudne, ale konieczne decyzje” – powiedział Tan – „aby usprawnić organizację, promować większą wydajność i zwiększyć odpowiedzialność na wszystkich szczeblach firmy”.
Pojawienie się urodzonego w Malezji Lip-Bu Tana na czele Intela dodaje kolejny element do wielokulturowej mozaiki prezesów największych amerykańskich firm cyfrowych, w samym sercu fali antyimigracyjnej i „America First” w świecie Trumpa. Nvidią kieruje założyciel Jensen Huang, który zamerykanizował swoje nazwisko od pierwotnego Jen-Hsun i jest synem tajwańskich imigrantów, podobnie jak Lisa Su, prezes konkurencyjnego AMD. Google, Microsoft i IBM są kierowane przez trzech czołowych dyrektorów pochodzenia indyjskiego: Sundara Pichaia, Satyę Nadellę i Arvinda Krishnę. Prezesem Ubera jest Irańczyk Dara Khosrowshahi, a południowoafrykański Elon Musk kieruje Teslą, SpaceX i platformą mediów społecznościowych X.
Objęcie stanowiska przez Malezyjczyka Lip-Bu Tana na stanowisku dyrektora generalnego firmy Intel dodaje nowy element do wielokulturowej mozaiki dyrektorów generalnych amerykańskich dużych firm technologicznych.
U początków Intela był również imigrant, ale historia zaczyna się od dwóch młodych, typowo amerykańskich talentów. Aby zrozumieć, czym był Intel, musimy zacząć od nich, Roberta „Boba” Noyce'a i Gordona Moore'a, i od dnia w 1955 roku, kiedy przybyli do Doliny . Pierwszy był wysportowanym dwudziestoośmiolatkiem z Iowa, którego pisarz Tom Wolfe w biografii porównał do aktora Gary'ego Coopera. Drugi był dwudziestosiedmioletnim chemikiem z Kalifornii o spokojnym usposobieniu i łagodnych manierach. Osobą, która zatrudniła ich w Palo Alto, które w tamtym czasie było jeszcze doliną plantatorów moreli, był William Shockley, geniusz o niemożliwym charakterze, który po wynalezieniu tranzystora i oczekiwaniu na Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki otworzył Shockley Semiconductor Laboratory, aby produkować półprzewodniki. Noyce'owi i Moore'owi udało się przetrwać u boku wynalazcy zaledwie kilka lat, po czym wraz z sześcioma innymi menedżerami, którzy przeszli do historii jako „zdrajcy”, odeszli i w 1957 r. stworzyli konkurenta, Fairchild Semiconductor.
Shockley i Fairchild, wraz z Hewlett Packard, który działał w tym regionie już od lat, to firmy, które w zasadzie „wynalazły” Dolinę Krzemową. Jednak zaczęto ją tak nazywać dopiero na początku lat 70., po pojawieniu się nowego gracza: Integrated Electronics Corporation, w skrócie Intel. Została założona w 1968 roku przez Noyce'a i Moore'a, tym razem pozostawiając Fairchildowi założenie własnej firmy. Do tego czasu obaj stali się prawdziwymi guru Doliny . Noyce właśnie wynalazł mikroprocesor, pierwszy układ scalony, którego wszystkie elementy zostały wycięte z pojedynczej płytki krzemowej, chociaż seria sporów prawnych doprowadziła do tego, że podzielił się wynalazkiem z Jackiem Kilbym z Texas Instruments. Kiedy Kilby otrzymał Nagrodę Nobla w 2000 roku, Noyce'a już nie było z nami, ale mimo to uznano go za drugiego ojca mikroprocesora.
Tymczasem Moore badał ewolucję świata elektroniki, który wykazywał pozornie stałe cechy. Z roku na rok rozmiary urządzeń malały, podczas gdy produkcja stawała się tańsza, a prędkość i moc obliczeniowa rosły. W 1965 roku Moore opublikował przełomowy artykuł w czasopiśmie „Electronics”, badając to zjawisko. Twierdził w nim, że liczba tranzystorów, które można było umieścić na pojedynczym mikroprocesorze, do tego czasu podwajała się co roku i że trend ten będzie się utrzymywał przez co najmniej kolejną dekadę. Profesor Caltech nazwał to „prawem Moore’a” i od tego czasu stało się ono kamieniem węgielnym nie tylko w badaniach naukowych, ale także w produkcji przemysłowej w dziedzinie elektroniki. Proroctwo Moore’a zostało z czasem uzupełnione rozważaniami na temat wydajności mikroprocesorów, przewidując, że będą się one podwajać co osiemnaście miesięcy, a także hipotezami dotyczącymi stałego spadku cen .
Do duetu geniusza Moore'a i „burmistrza Doliny Krzemowej”, jak później nazywano Noyce'a, wkrótce dołączył trzeci menedżer Fairchild, imigrant, który miał pracować u boku dwóch typowo amerykańskich założycieli, jako pracownik numer trzy. Nazywał się András Gróf, Żyd urodzony w Budapeszcie, który uciekł najpierw przed nazistowskimi łapankami, a następnie przed reżimem komunistycznym. W wieku dwudziestu jeden lat udało mu się dotrzeć do Stanów Zjednoczonych, nauczył się angielskiego, ukończył z wyróżnieniem City College w Nowym Jorku, a następnie uzyskał doktorat z inżynierii chemicznej w Berkeley. W międzyczasie zamerykanizował swoje nazwisko na Andrew Grove i rozpoczął karierę w Fairchild. Jego przejście do Intela zapoczątkowało jedną z najbardziej znanych i znaczących karier w historii informatyki.
Intel szybko stał się dominującą siłą w Dolinie Krzemowej, kipiącej nową energią , po części dzięki własnej, odrębnej kulturze korporacyjnej, bardzo odmiennej od tej Shockleya i Fairchilda, z której się wywodził. Noyce zbudował firmę na głęboko egalitarnych fundamentach, Moore zarządzał jej długoterminową wizją, ale to Grove ją ukształtował i pokierował, a jego podejście trafnie podsumowuje tytuł jego przyszłego bestsellera, „Tylko paranoicy przetrwają”. Wolfe, opisując świat Intela w swoim portrecie Noyce'a, zaproponował kluczową interpretację, która przetrwała do dziś: „To nie jest firma. To zgromadzenie”.
Paranoicy z Intela, wśród których był inny prominentny imigrant, Włoch Federico Faggin, kupili dwustronicową reklamę w magazynie „Electronic News” w listopadzie 1971 roku, aby ogłosić „nową erę zintegrowanej elektroniki”. Nie było w tym przesady, ponieważ prezentowali światu pierwszy mikroprocesor, 4004: układ programowalny do wykonywania dowolnej funkcji logicznej był ogromnym krokiem naprzód w porównaniu z układami jednofunkcyjnymi i otworzył drzwi do zbliżającego się boomu oprogramowania, ponieważ nagle rola techników, którzy potrafili programować instrukcje dla tego systemu, stała się kluczowa. Dwóch młodych mężczyzn natychmiast to zrozumiało, gdy w tamtych latach kupili w sklepie z elektroniką kolejny model mikroprocesora, Intel 8008, i zbudowali wokół niego firmę programistyczną . Nazywali się Bill Gates i Paul Allen, a ich firma Microsoft wkrótce stała się głównym graczem w rewolucji cyfrowej za sprawą procesorów Intel, dając początek sojuszowi „Wintel” (Windows+Intel), który przez dziesięciolecia dominował w świecie komputerów PC.
Era Pentium i naklejek „Intel Inside” na każdym komputerze na Ziemi zdawała się w latach 90. XX wieku oznaczać absolutną dominację amerykańskiej firmy w sektorze półprzewodników. Jednak, podobnie jak wiele innych firm w Dolinie Krzemowej, Intel powoli w nowym stuleciu dostrzegał skalę boomu na telefony komórkowe, kurczowo trzymając się pozornego bezpieczeństwa swojego rynku komputerowego. Jednak nie tylko start smartfonów wpędził giganta w kryzys , ale szereg zjawisk, które w ostatnich latach nabrały tempa. Intel nie dotrzymał kroku azjatyckim rywalom, TSMC i Samsungowi, w dziedzinie zaawansowanych technologii pakowania chipów, czyli nowych metod produkcji mikroprocesorów, coraz bardziej zaawansowanych, aby dostosować się do innowacji cyfrowych. Przede wszystkim jednak nie przewidział nadchodzącego trendu i nie zrozumiał na czas, co dzieje się ze sztuczną inteligencją.
W latach 90., gdy Intel dominował na rynku i spoczywał na laurach po sukcesie swojego Pentium, tajwański imigrant Huang i dwaj przyjaciele otworzyli w Kalifornii małą fabrykę o nazwie Nvidia, specjalizującą się w procesorach graficznych (GPU), pierwotnie zaprojektowanych do gier wideo. W kolejnych latach Nvidia zrozumiała, że przyszłość będzie zdominowana przez moc obliczeniową i przekształciła się w producenta kluczowej technologii, której potrzebują dziś wszyscy gracze korzystający ze sztucznej inteligencji .
Nvidia obecnie dominuje na rynku układów scalonych: w 2005 roku prezes Intela zaproponował jej zakup, ale pomysł został wyśmiany. To poważny błąd.
W 2005 roku ówczesny prezes Intela, Paul Otellini, wyczuł zbliżające się niebezpieczeństwo i zaproponował swojej radzie dyrektorów przejęcie Nvidii. Wówczas 20 miliardów dolarów było wystarczające, ale pomysł ten został wyśmiany w Intelu: „To firma produkująca karty graficzne do gier wideo, to dziecinna igraszka. My rządzimy światem, po co nam ta technologia?”. Błąd ten przypominał błędy popełnione przez czołowych dyrektorów Nokii i BlackBerry w branży telefonów komórkowych, czy Kodaka w obliczu boomu na fotografię cyfrową. Dwadzieścia lat później Intel musi walczyć, aby uniknąć tego samego losu.
Więcej na te tematy:
ilmanifesto