25 najlepszych filmów 2025 roku (jak dotąd)

Środek lata, a Nowy Jork podąża za brutalną, cuchnącą falą upałów brutalną, cuchnącą falą upałów. A wiadomości – cóż, znacie wiadomości. Ale z drugiej strony… śmiech! Tak, śmiech. W kinie! Wiem, wiem. Środek lata. Filmy nie są śmieszne w środku lata . No cóż, w tym roku… trochę są?!
Siedziałem tu w ciemnościach, chichocząc, chichocząc, chichocząc, rechocząc, a nawet, tak, trochę chichocząc i chichocząc. I muszę wam powiedzieć, czy to zwykły śmiech do rozpuku z cudownie absurdalnych kalamburów w „Nagiej broni” , czy ostrzejszy chichot wywołany przez zbyt realistyczną satyrę Eddingtona , to uczucie jest wspaniałe. A w tym miesiącu śmiech będzie się powtarzał dzięki temu, co może być moim ulubionym filmem roku, kompletnie szalonemu „Splittsville ”, a także przebiegle zabawnemu „Lurkerowi” .
Pojawiło się też kilka świetnych filmów, które nie są aż tak komiczne. Doskonały nowy dokument Reida Davenporta „Life After ” dobrze przypomina, w jak okrutnym społeczeństwie żyjemy – podobnie jak „Sorry, Baby” Evy Victor (który, co prawda, ma w sobie odrobinę humoru). A „28 lat później” mogłoby mnie zrobić fanem filmów o zombie. Tak czy inaczej, oto wszystkie moje ulubione filmy z 2025 roku.
Przyznam się: nie spodziewałem się, że najlepsza komedia studyjna od lat zagra Liama Neesona w rebootzie serii „ Naga broń” . A jednak! I co za radość! Współscenarzysta i reżyser Akiva Schaffer łączy żartobliwy absurd skeczy z „Lonely Island” z dość nieustępliwą parodią policji, bogatych informatyków i hollywoodzkich klisz. Film trafia w sedno i robi to w idealnym momencie, ale to jego głupota wywołała u mnie chichot – niezależnie od tego, czy chodziło o hot dogi z chili, czy o złego bałwana.
Najnowszy film Ariego Astera okazał się ogromną komercyjną klapą i wywołał głębokie spolaryzowanie krytyków. Łatwo zrozumieć dlaczego: kto chce ponownie przeżyć nieustanny, szalony zgiełk 2020 roku? „Eddington” to trudny film do obejrzenia, ale moim zdaniem okazał się zaskakująco przyjemny – ćwiczenie gatunkowe, które łączy w sobie komedię, thriller spiskowy i akcję. Aster uchwycił toksyczną energię pandemii, kpiąc z ekscesów i histerii zarówno lewicy, jak i prawicy. Ale to nie jest ćwiczenie w dwustronności. Aster ma na myśli ważniejszy cel, a jest nim internet. Aster lubi mawiać, że „Eddington” to film o budowie centrum danych i nie jest po prostu beztroski. To film o tym, jak internet zrujnował – i nadal zrujnuje – nasze mózgi. Dużo o nim myślałem od czasu, gdy go obejrzałem, i wyobrażam sobie, że z czasem i z dystansem będzie tylko zyskiwał na sile.
Zazwyczaj nie przepadam za zombie, ale trudno zaprzeczyć mocy, dreszczykowi emocji i pazurowi filmu „28 lat później” . W nowym zespole, 23 lata po „28 dniach później” , Alex Garland, autor scenariusza, i Danny Boyle, reżyser, grają w szczytowej formie. Od dogłębnej kreacji świata, przez sugestywne kreacje aktorskie, po napięte i makabryczne sceny akcji, „28 lat” to dynamiczny film gatunkowy. Co ciekawe, jest to również przenikliwa alegoria Brexitu.
Prawdopodobnie domyślasz się, co strasznego przydarzyło się Agnes, granej z lekkim humorem, niezręcznym urokiem i przebłyskami czystego bólu przez scenarzystkę i reżyserkę filmu, Evę Victor. Filmowi trudno jest nazwać to, co się stało, ale zawsze jest ono gdzieś z tyłu głowy – wyczekując go, zanim się wydarzy, i rzucając na niego ogromny cień. W ten sposób „Sorry, Baby” pokazuje, jak trudno jest w pełni uwolnić się od chmury traumy. Ale film Victor – który jest bez wątpienia jednym z najlepszych debiutów reżyserskich tego roku – jest jednocześnie delikatny i pełen współczucia, stanowiąc świadectwo piękna i siły przyjaźni.
Gdybyś zapytał mnie, czy osoby niepełnosprawne — lub jakakolwiek inna osoba — powinny mieć prawo do śmierci, zanim obejrzałam Życie po , odpowiedziałabym, że tak. Jednak mocny nowy dokument Reida Davenporta zdecydowanie podważa to przekonanie. Davenport skupia większość uwagi dokumentu na osobie, która zapoczątkowała debatę, Elizabeth Bouvia. W 1983 roku, w wieku 26 lat, Bouvia, która miała porażenie mózgowe, domagała się „prawa do śmierci”. Ale Davenport bada znacznie głębiej niż ówczesny cyrk prawny i medialny, kwestionując, czy Bouvia faktycznie chciała umrzeć, czy też chciała umrzeć jako alternatywę dla nieludzkiej opieki, której podlegała. Teraz, ponad 40 lat po sprawie Bouvii, opieka nad ludźmi takimi jak Bouvia prawie się nie poprawiła, a Davenport przekonująco argumentuje, że prawo do śmierci jest wykorzystywane do zachęcania najdroższych obywateli społeczeństwa do kończenia rzeczy.
Debiutancki film Alexandry Simpson opowiada historię małego nadmorskiego miasteczka na Florydzie, które spodziewa się huraganu. Nie jest to jednak typowy film katastroficzny. Podobnie jak inne filmy z repertuaru Omnes Collective (ostatnio „Eephus” i „Wigilia Bożego Narodzenia w Miller's Point” ), jest to powolny, nastrojowy film z udziałem wielu aktorów. Simpson czaruje, uchwycając dźwięki i obrazy ciszy przed burzą – jednocześnie zabarwione nostalgią i poczuciem samotności.
Jeśli zastanawialiście się, czy wybryki Tima Robinsona nadają się na pełnometrażowy film, odpowiedź brzmi: zdecydowanie – choć głęboko niepokojące – tak. Pełnometrażowy debiut reżysera Andrew Deyounga znakomicie podważa kumpelskie komedie z początku XXI wieku (obsadzając nawet Paula Rudda w roli nowego przyjaciela), eksponując pęknięcia we współczesnej męskości. Poza swoją przenikliwością, „Przyjaźń” to… po prostu jedna z najzabawniejszych komedii ostatnich lat.
David Cronenberg napisał „The Shrouds” po śmierci swojej wieloletniej żony na raka w 2017 roku i przyznał, że film został zainspirowany jego własnym doświadczeniem żałoby. Film skupia się jednak mniej na bólu utraty bliskiej osoby, a bardziej na tym, jak ludzie przekazują ten ból. Karsh (Vincent Cassel w stylu Cronenberga), bogaty „producent filmów industrialnych”, otwiera cmentarz, który jest pionierem technologii zwanej GraveTech. Pozwala ona bliskim oglądać rozkładające się ciała zmarłych w ich grobach za pomocą aplikacji na telefonie. Karsh twierdzi, że obserwowanie rozkładu żony jest pocieszające. Ale kiedy cmentarz zostaje zdewastowany, Karsh zostaje pochłonięty teoriami spiskowymi. Jeśli to wszystko brzmi dość makabrycznie, to takie jest — ale jest to również przebiegle zabawne i jeden z najprawdziwszych portretów tego, jak żałoba ma tendencję do mutacji.
Istnieje niewielki, powoli rozwijający się gatunek filmów z gatunku „Loser Men Hiking in the Woods”. I z całym szacunkiem dla „Old Joy ” Kelly Reichardt i „Good One” Indii Donaldson, mężczyźni w tych filmach nie dorównują Derekowi (Joel Potrykus) i jego najlepszemu przyjacielowi Marty'emu (Joshua Burge), głównym bohaterom surowego, kwaśnego „Vulcanizadora” Potrykusa. Tutaj dawne przewinienia rodzą nowe, przerażające. Choć film bywa mrocznie zabawny, Potrykus traktuje te postacie z dużą dozą obiektywizmu i empatii.
Trzeba podziwiać Ryana Cooglera za to, że dał z siebie wszystko. Jego najnowszy hit kinowy opowiada historię pary gangsterskich bliźniaków, Smoke'a i Stacka (obaj grani przez Michaela B. Jordana), którzy przygotowują się do zorganizowania imprezy dla niebiałej społeczności w stanie Missisipi, gdzie obowiązywała segregacja rasowa. Ich młody kuzyn Sammie (świetny Miles Catton), utalentowany piosenkarz i syn pastora, dołącza do nich, by zagrać bluesa. Jednak w połowie filmu – i imprezy – sytuacja przybiera dramatyczny obrót. Coogler wykorzystuje gatunek jako metaforę rasową, wykorzystując ją w sposób zarówno niezwykle zabawny, jak i inteligentny.
Często dokumenty muzyczne naśladują styl artysty, którego chcą uchwycić. Alex Ross Perry obiera inną taktykę w swoim pomysłowym portrecie indie rockowego zespołu Pavement z lat 90.: Wkłada maksimum wysiłku w te ikony leniuchowania. Perry uważa, że zespół, który wyraźnie bardzo kocha, składa się z wielu elementów. Uchwytuje różne strony Pavement, kierując się zasadniczą częścią ducha zespołu: ironią. W dokumencie Perry inscenizuje prawdziwy musical, fałszywy film biograficzny i instalację muzealną typu pop-up. Splata różne elementy razem za pomocą struktury, którą, jak mówi, pożyczył z Dunkierki . Jest to próba wyśmiania sposobów, w jakie ukochani artyści — od Queen po Boba Dylana i Bruce'a Springsteena — zarabiają na hagiograficznej własności intelektualnej. Ale zapewnia również zabawne, przemyślane studium zespołu.
Podobnie jak w przypadku The Shrouds , żałoba otwiera drzwi do spiskowych poszukiwań w mikrobudżetowym debiucie fabularnym Courtney Stephens. Film narodził się ze współpracy z aktorką i pisarką Callie Hernandez, która gra Carrie, córkę zwolennika alternatywnych metod leczenia o poglądach spiskowych. Kiedy ojciec Carrie umiera, dziedziczy ona patent na eksperymentalne urządzenie lecznicze. W poszukiwaniu odpowiedzi na temat urządzenia — i tak naprawdę, na temat swojego ojca — spotyka się z różnymi jego znajomymi (kto jest kim wśród niezależnych filmowców) w jego małym miasteczku na północnym wschodzie. Film, który zawiera materiał filmowy o prawdziwym zmarłym ojcu Hernandez, ukazuje powolne, monotonne tempo życia po śmierci bliskiej osoby, a także sposób, w jaki żałoba rodzi magiczne myślenie.
Debiutancki film Sarah Friedland, „Familiar Touch” , ma znajomą fabułę: Ruth (Kathleen Chalfant), emerytowana kucharka, cierpi na demencję i wraz z rodziną musi radzić sobie z jej adaptacją do nowego stylu życia. Film porusza wiele wątków, których można się po nim spodziewać – Ruth zapomina o synu, inscenizuje drobne bunty w swoim nowym domu opieki dla seniorów, a także nawiązuje więź z niektórymi opiekunami. A jednak film Friedland jest tak delikatny i trafnie sfilmowany, z doskonałymi kreacjami aktorskimi Chalfant i H. Jona Benjamina (grającego jej syna), że mimo wszystko wydaje się nowy i świeży.
Wes Anderson jest niezwykle konsekwentny. W jego najnowszym filmie Benicio del Toro wciela się w zamożnego przemysłowca z lat 50., Zsa-zsę Kordę, którego bliskie spotkanie ze śmiercią prowadzi go do ponownego nawiązania kontaktu z córką-nowicjuszką i wciągnięcia jej w swój najnowszy plan. Film oferuje wszystko, czego można oczekiwać od Wesa: nienaganną kompozycję, błyskotliwe żarty, zawiłą fabułę, znakomite kreacje gwiazdorskiej obsady i historię o zjednoczeniu rozbitej rodziny. To jednak również najbardziej brutalny i religijny film w bogatym dorobku Andersona.
Wiele miesięcy po obejrzeniu filmu "April" w reżyserii Dei Kulumbegashvili na zeszłorocznym Festiwalu Filmowym w Nowym Jorku, wciąż czuję jego ciężar. Film koncentruje się na Ninie (Ia Sukhitashvili), położnej w szpitalu na prowincji w Gruzji (kraju, nie stanie), która poza godzinami pracy wykonuje nielegalne aborcje. Film, momentami ocierający się o surrealizm, oddaje emocjonalny ciężar takiej pracy – mroczny, samotny, momentami wstrząsający.
Czy ten film jest trochę chaotyczny przez pierwsze dwie i pół godziny? Tak. Czy ostatnie 30 minut to pokaz Tom Cruise'a wykonującego jedne z najbardziej szalonych wyczynów kaskaderskich, jakie kiedykolwiek uchwycono na ekranie? Też tak!
Eephus , debiutancki film reżysera Carsona Lunda, rozgrywa się w chłodne październikowe popołudnie w małym miasteczku w Massachusetts w latach 90. Dwie drużyny baseballowe z ligi rekreacyjnej stają naprzeciw siebie w meczu finałowym na Soldier Field. Bardziej konwencjonalny film mógłby opowiedzieć się po stronie jednej drużyny lub nastawić zawodników przeciwko złowrogiemu deweloperowi. Ale tutaj boisko ustępuje miejsca szkole publicznej, a te dwie drużyny jednoczą się przeciwko innemu, bardziej uniwersalnemu wrogowi: czasowi. W miarę jak godziny powoli mijają, sędziowie kończą pracę, a słońce zachodzi. Aby dokończyć grę, zawodnicy muszą wykazać się pomysłowością. Chociaż jedna drużyna wychodzi zwycięsko, nie potrafię powiedzieć, która. Eephus to film o małych momentach, które sprawiają, że baseball — i tak naprawdę życie — jest piękny.
Nie sądzę, żebym kiedykolwiek widział postać w filmie tak bezlitośnie wściekłą, jak Pansy grana przez Marianne Jean-Baptiste w Hard Truths . Aktor, który ostatnio współpracował z reżyserem Mikiem Leigh w filmie Secrets and Lies z 1996 roku, warczy, kipi gniewem i obraża się przez cały czas trwania tego błyskotliwie zabawnego i wzruszającego dramatu rodzinnego. Chociaż film nawiązuje do skomplikowanej relacji Pansy ze swoją zmarłą matką, Leigh ostrożnie stąpa po przeszłości postaci. Nigdy w pełni nie dowiadujemy się, co dzieje się z Pansy ani jak stała się osobą, którą jest. Ale film jest tak dobrze zaobserwowany, że ironicznie, pomimo tego, jak martwa jest Pansy wewnętrznie, jest ona jedną z najbardziej ekscytująco żywych postaci w ostatnich filmach.
Długo oczekiwana kontynuacja filmu Parasite autorstwa Bong Joon-ho ma więcej wspólnego z jego poprzednim filmem Okja . To absurdalna komedia o głupich, potężnych ludziach i ich pogardzie dla świata przyrody - a tak naprawdę dla wszystkiego i wszystkich poza nimi samymi. Robert Pattinson gra Myszki Miki, nosowego, pechowego mężczyznę, który ucieka od swoich ziemskich problemów, stając się Niezniszczalnym w misji kolonizacji odległej planety. Jako Niezniszczalny, jego rola wiąże się ze śmiercią i przedrukem. Komplikacje pojawiają się jednak, gdy przeżywa doświadczenie bliskie śmierci, a nowy Myszki Miki jest nadal wydrukowany. Dwa Myszki Miki walczą o przetrwanie, dopóki nie zjednoczą się przeciwko większemu wrogowi. Czy Myszka Miki 17 zdobędzie Oscara? Prawdopodobnie nie, ale mimo to jest to bardzo przyjemna, często zabawna igraszka.
Prawdopodobnie najbardziej erotyczny , najbardziej nieoczekiwany i, tak, najbardziej francuski film, jaki ukaże się w tym roku. „Misericordia” Alaina Guiraudiego flirtuje z różnymi gatunkami – kryminałem, filmem noir, komedią erotyczną, dramatem egzystencjalnym – ale ostatecznie jest zbyt oryginalna i dziwaczna, by łatwo ją zaszufladkować. To film, który wymaga porzucenia utartych schematów postępowania i funkcjonowania filmów. A jeśli potrafisz to zrobić? Cóż, może po prostu polubisz tę szaloną jazdę.
Film Rungano Nyoni „ On Becoming a Guinea Fowl” rozpoczyna się sceną, w której główna bohaterka, Shula (Susan Chardy), jedzie cichą drogą w Zambii w ekstrawaganckim kostiumie balowym – kiedy natyka się na leżące na jezdni zwłoki. Okazuje się, że to jej wujek Fred, który, jak się wkrótce dowiadujemy, molestował Shulę w dzieciństwie. Strój Shuli to jeden z niewielu efektownych elementów w tym filmie. Nyoni stopniowo i z niewielką satysfakcją odkrywa nowe wątki fabularne, pokazując, jak normy kulturowe mogą stać na drodze do katharsis, a rodzinne sekrety sprzyjają traumie pokoleniowej.
Ten często ekscytujący nowy dokument Kevina Macdonalda i Sama Rice-Edwardsa śledzi Johna Lennona i Yoko Ono od ich wczesnych dni w Nowym Jorku, zwieńczonych koncertem charytatywnym, który zagrali w Madison Square Garden w 1972 roku. Koncert odbył się na rzecz dzieci z Willowbrook State School, która niedawno stała się przedmiotem druzgocącego reportażu telewizyjnego, który ujawnił ponure warunki, w jakich przebywały dzieci z niepełnosprawnościami. Film zawiera niewiele nowych informacji o Lennonie i Ono, ale jest pełen potężnych, magnetycznych momentów, zarówno na scenie, jak i poza nią. Macdonald i Rice-Edwards eksponują aktywizm pary i sposoby, w jakie przecinał się on z ich sztuką. Lennon w szczególności płonie jasno. Jego pasja i prawość są urzekające i zaraźliwe. Ponad 50 lat później polityczne batalie Lennona i Ono wciąż trwają — a entuzjazm Lennona wciąż wydaje się zdolny do rozpalenia rewolucji.
Dwanaście lat po ogłoszeniu krótkotrwałej emerytury, Stephen Soderbergh wyrósł na najbardziej płodnego amerykańskiego filmowca. Jego pierwszy z dwóch tegorocznych filmów to opowieść o duchach oparta na formalnym koncepcie: kamera przyjmuje perspektywę ducha. Widmo mieszka w pięknym podmiejskim domu, do którego właśnie wprowadziła się czteroosobowa rodzina. I choć tożsamość i cele ducha napawają suspensem, siłą filmu jest dramat rodzinny. Lucy Liu i Chris Sullivan grają rodziców dwójki często kłócących się nastolatków w wieku licealnym, Chloe (Callina Liang) i Tylera (Eddy Maday). Dynamika rodzinna – sojusze, źródła konfliktów i sekrety – jest wyrazista i intrygująca. Każdy z aktorów został trafnie obsadzony i daje mocny występ. Nadal nie jestem pewien, czy podobało mi się dramatyczne zakończenie i kulminacyjne odkrycie, ale pomysłowy koncept filmu i bogate postacie sprawiają, że „Presence” to film warty obejrzenia.
Jeden z kilku przeplatających się wątków w filmie „Uniwersalny język” w reżyserii Matthew Rankina dotyczy przewodnika po Winnipeg (Pirouz Nemati), który oprowadza nieliczną grupę turystów po kulturalnych atrakcjach miasta. Ten Winnipeg to wymysł Rankina i jego współpracowników (Nemati i Ila Firouzabadi) – pełen brązowych i beżowych, brutalistycznych budynków, wędrujących indyków i perskojęzycznej ludności. To także miejsce, w którym zabytki miasta są zabawnie banalne. Moim ulubionym miejscem było miejsce wpisane na listę UNESCO, gdzie ktoś zostawił teczkę na przystanku autobusowym i nikt jej nie tknął. To „pomnik absolutnej solidarności międzyludzkiej, nawet w jej najbardziej podstawowej i banalnej formie” – wyjaśnia przewodnik. To samo można powiedzieć o filmie. W całej książce Universal Language Rankin i jego współpracownicy są pełni wyobraźni, żartobliwi i dowcipni, ale nadrzędnym celem ich projektu jest pokazanie potencjału ludzkości w zakresie troski i radości, nawet w ponurym, szarym świecie.
Zanim obejrzałem Warfare , ostrzegano mnie, że jest głośny. Mimo to nie byłem przygotowany na to, jak głośny - powodujący drżenie ciała - będzie ten film. Tuż po swoim spekulatywnym amerykańskim filmie wojennym, Civil War , Alex Garland połączył siły z Rayem Mendozą (weteranem wojny w Iraku i doradcą w Civil War ), aby odtworzyć brutalną bitwę, której pluton Mendozy doświadczył w Ramadi w 2006 roku. Film jest oparty wyłącznie na wspomnieniach Mendozy i jego plutonu i rozgrywa się w ciągu jednego dnia. Ostatecznie film wyraża traumę wojny tak bardzo, jak to tylko możliwe w kinie - dzięki dźwiękowi, owszem, ale także subtelnie wypełnionym patosem występom. To niezwykle intensywny film, który na pierwszym planie stawia prawdziwy horror wojny.
esquire