Wszyscy nienawidzili Hulka Hogana

Zanim powiem całą masę niemiłych rzeczy o tym człowieku, pozwólcie, że wyjaśnię. Hulk Hogan, który zmarł wczesnym rankiem w czwartek w wieku 71 lat z powodu pozornego zawału serca, był jednym z najwspanialszych profesjonalnych wrestlerów wszech czasów. Nawet teraz — dekady po swoim szczycie jako performer — Hogan pozostaje najbardziej ikoniczną postacią kulturową tej formy sztuki. Osiągnął szczebel sławy, o jakim wcześniej nie słyszano w ringu. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że bez jego czerwono-żółtej gestalt torującej drogę, faceci tacy jak Dwayne „the Rock” Johnson i John Cena mieliby problem z wybiciem się w Hollywood. Hogan był doskonałym performerem — nigdy nie był technicznym wirtuozem między linami, ale nadprzyrodzonym darem w postaci unikalnego rodzaju kreskówkowego macho. Zajmuje miejsce w Waszyngtonie na WWE Mount Rushmore. Nikt inny się do niego nie zbliża.
Ale jeśli mamy uczciwie opisać życie tego człowieka, musimy docenić drugi element spuścizny Hogana. Mówię, rzecz jasna, o tym, jak pod koniec jego życia wszyscy zdawali się go nienawidzić.
Nie mówię o późniejszym zwrocie Hogana w stronę MAGA, choć to z pewnością nie pomogło. (Pojawił się na zeszłorocznej Narodowej Konwencji Republikanów, gdzie zdarł koszulę i popisywał się przed kamerami w podkoszulku z napisem Trump–Vance). Okazało się to chwytem reklamowym: Hogan był w trakcie wprowadzania na rynek swojego Real American Beer i zdawał się chętny, by zadomowić się po właściwej stronie nadchodzącej reorganizacji. Co zabawne, oznaczało to, że jeden z jego ostatnich występów w telewizji WWE miał miejsce na kilka dni przed inauguracją, kiedy to zachwalał swoje piwo, wywołując spektakularną, viralową falę buczenia fanów wrestlingu. ( Pisałem o tym widowisku , kiedy do niego doszło. To chyba jedyna radość, jaką przyniosła mi druga administracja Trumpa).
Hogan później twierdził, że był wyśmiewany za swoje „przekonania polityczne”, przedstawiając się jako osaczony wojownik, który walczy z nadciągającą falą liberalizmu. Nic bardziej mylnego. Dlaczego ludzie gardzą Hoganem? Wystarczy spojrzeć na lawinę zranionych uczuć i bezdusznych oszustw, które po sobie zostawił. W ciągu trwającej pół wieku kariery człowiek ten wyrobił sobie reputację autentycznie bliską Jayowi Leno za brutalność, z jaką bronił swojej pozycji lidera w World Wrestling Entertainment. Jego ego często degradowało sam produkt.
Jest zbyt wiele historii, by je tu przytoczyć, a każda z nich wymaga pewnej biegłości w obyczajach wrestlingu, ale postaram się streścić kilka najciekawszych w języku laika. Na przykład: W 1993 roku Hogan przechytrzył Breta Harta – kolejnego z najlepszych wrestlerów wszech czasów – przekonując prezesa firmy, Vince'a McMahona, do zmiany zakończenia WrestleManii IX w ostatniej chwili. Zamiast pozwolić Hartowi bronić tytułu w walce wieczoru, Hogan odzyskał go dzięki niefortunnemu technicznemu zagrywce. Hulk paradował ze złotem przez ostatnie kilka miesięcy, które mu pozostały w kontrakcie, w pożegnalnej trasie, której najwyraźniej pragnął. Hart nigdy mu tego nie wybaczył.
Jeszcze dziwniejszy incydent miał miejsce cztery lata później, gdy Hogan pracował dla konkurencyjnej organizacji wrestlingowej WCW. W tym momencie swojej kariery grał złego faceta i został zakontraktowany do walki z uwielbianym babyface'em Stingiem. Była to, bez wątpienia, najbardziej oczekiwana walka swoich czasów, a firma przykryła ją wszelkiego rodzaju widowiskami rodem z oper mydlanych. Fabuła, przed walką, była taka, że Hogan nagiął zasady na swoją korzyść za pomocą skorumpowanego sędziego o imieniu Nick Patrick. Patrick miał wykonać to, co w branży nazywa się „szybkim liczeniem do trzech”. Kiedy Hogan przypiął Stinga, Patrick miał uderzyć w matę tak szybko, jak to możliwe, aby przyznać Hoganowi zwycięstwo – porzucając w ten sposób bezstronny rytm narzucony przez wyimaginowany regulamin. Miało to pokazać publiczności, w sposób jednoznaczny, że jej bohater został oszukany i pozbawiony należnego mu zwycięstwa.
Jedyny problem? W kulminacyjnym momencie meczu Patrick ostatecznie nie wykonał szybkiego liczenia do trzech. Istnieją sprzeczne doniesienia na ten temat, ale po latach Patrick twierdził, że to Hogan wywołał sygnał dźwiękowy. W chwilach największej bezwzględności często sprawiał wrażenie, jakby Hogan wierzył w wrestling.
Trzeba przyznać, że nie był w tym odosobniony. Wrestling zawsze był bezwzględną instytucją i, historycznie rzecz biorąc, faworyzował swoich najzimniejszych przedstawicieli (Shawn Michaels, Stone Cold Steve Austin, a nawet Rock – wszyscy przychodzą na myśl). Jednak zbrodnie Hogana miały paskudny sposób na wyrwanie się z fantazji ringu.
W 1986 roku Hogan popełnił prawdopodobnie swój największy grzech, storpedowując rodzącą się inicjatywę związkową w WWE. Akcję związkową poprowadził przyszły gubernator Minnesoty Jesse „The Body” Ventura. Planował on zorganizować dziki strajk w czasach przed WrestleManią II , kiedy to zawodnicy mieli maksymalną siłę przebicia. (Opieka zdrowotna i świadczenia emerytalne były jednymi z jego głównych żądań). Gdy Hogan dowiedział się o inicjatywie, zwrócił się bezpośrednio do McMahona, który następnie zagroził zwolnieniem każdego wrestlera zaangażowanego w tę inicjatywę. Podobnie jak Hart, Ventura nigdy nie pojednał się z Hoganem, który określił jego zachowanie jako zdradę. Do dziś wrestlerzy WWE nie mają związków zawodowych.
Mógłbym tak ciągnąć dalej. Hogan był naczyniem dla jednej z pierwszych prób Petera Thiela w zakresie donacji politycznych, kiedy to baron technologiczny wlał mnóstwo gotówki w pozew, który doprowadził do zniszczenia Gawker Media. Hogan pozywał publikację rzekomo dlatego, że opublikował swoją seks-taśmę, na której wypowiadał rasistowskie obelgi, szczególnie w odniesieniu do czarnoskórego mężczyzny, z którym spotykała się jego córka Brooke. W rzeczywistości wydawało się jasne, że był chętnym partnerem Thiela do pokonania długoletniego wroga. Mimo to obelgi doprowadziły do jego krótkotrwałego wyrzucenia z WWE, a kiedy firma przywróciła go do pracy w 2018 roku, złożył wrestlerom za kulisami nieśmiałe mea culpa. Według osób obecnych, Hogan rozpoczął swoje przeprosiny od ostrzeżenia członków składu, aby uważali na nagrywanie bez ich wiedzy, zamiast odnieść się do zarzutów wprost. Grupa prominentnych czarnoskórych zapaśników ostatecznie wydała oświadczenie w sprawie spotkania, twierdząc, że musieliby zobaczyć „autentyczny wysiłek Hogana, by się zmienić”, aby odzyskać ich zaufanie. (Można śmiało powiedzieć, że to się nigdy nie wydarzyło).
I tu właśnie zostawiamy Hogana – intryganta i sadystycznie oportunistyczną osobę, która mimo wszystko jest na stałe uświęcona w kanonie. Jestem pewien, że gdybyście mieli okazję go o to zapytać, odpowiedziałby, że wszystkie te cechy były kluczowe dla jego sukcesu, że nie da się wspiąć na wytarty poziom nieśmiertelności w zawodowym wrestlingu bez narobienia sobie galerii wrogów, zarówno na ekranie, jak i poza nim. Kompromis? W przeciwieństwie do wielu swoich rówieśników, Hogan nigdy nie zasłużył na błogi finał. Nikt nie przyszedł, by pocałować ring. Te chlubne lata 80., kiedy Hulkamania naprawdę szalała, zostały całkowicie przyćmione przez jego okrucieństwo. Pod koniec jego życia, jak wiemy, inne legendy zdawały się czerpać szczególną przyjemność z rzucania pożegnalnych ciosów. Zaledwie kilka dni temu słuchałem, jak Undertaker wygłaszał swoją opinię na temat piekielnego przyjęcia, jakie spotkało Hogana w Los Angeles: „Czasami w życiu wszystko wraca”.