Trump uważa Afrykę za ratunek dla swojego programu ekspresowej deportacji migrantów.

Telefon z więzienia w Eswatini obudził rodzinę Mosquera wczesnym rankiem w piątek, 1 sierpnia. Był to Roberto Mosquera del Peral (Hawana, 58 lat), jeden z pięciu mężczyzn – z Kuby, Jamajki, Laosu, Wietnamu i Jemenu – deportowanych przez rząd USA do tego afrykańskiego kraju, dawniej znanego jako Suazi, w połowie lipca . Jessica Canoto, jego siostrzenica, usłyszała głos Mosquera po drugiej stronie słuchawki. „Nie mógł wiele powiedzieć; dał nam tylko znać, że wszystko z nim w porządku. Do tego czasu nie wiedzieliśmy, czy żyje, czy nie” – powiedziała Canoto telefonicznie z Miami dziennikowi EL PAÍS. Według rzecznika ICE, rząd USA oskarża jej wuja o bycie „niebezpiecznym przestępcą-cudzoziemcem z brutalną przeszłością ” i utrzymuje, że został skazany za morderstwo pierwszego stopnia, napaść z użyciem przemocy, kradzież pojazdu, ucieczkę przed władzami i niebezpieczną jazdę.
Mosquera, który przybył do USA w wieku 13 lat w trakcie wielkiej operacji podnoszenia łodzi Mariel, był dwukrotnie więziony, w latach 1989-1996 oraz 2010-2012, zgodnie z raportem Departamentu Więziennictwa Florydy. Mosquera został zatrzymany w siedzibie Immigration and Customs Enforcement (ICE) w Miami 16 czerwca. Miesiąc później, 14 lipca, został deportowany „zgodnie z ostatecznym nakazem deportacji”, jak poinformował rzecznik ICE, do Eswatini. Jest to niewielki kraj w południowej Afryce, liczący zaledwie 1,2 miliona mieszkańców i rządzony przez monarchię absolutną , gdzie dochodzi do różnych naruszeń praw człowieka, udokumentowanych w corocznych raportach Departamentu Stanu USA . Raport Eswatini wspomina o przypadkach arbitralnych aresztowań i zabójstw o podłożu politycznym, tortur i okrutnego traktowania przez siły bezpieczeństwa, a także o przeludnieniu i złych warunkach sanitarnych w więzieniach.
W domu rodziny Mosquera w Miami nie rozumieją, dlaczego Roberto został deportowany do kraju trzeciego, o którym praktycznie nic nie wiedzieli. W Eswatini, ponad 13 000 kilometrów dalej, opozycyjne partie polityczne, takie jak PÙDEMO, oraz organizacje takie jak Southern Africa Litigation Center i Swaziland Rural Women Assembly, również nie rozumieją, dlaczego pięciu cudzoziemców trafiło do ich więzień w ramach tajnego porozumienia między administracją Trumpa a lokalnymi władzami. W sąsiedniej Republice Południowej Afryki rząd poinformował Królestwo Eswatini w ubiegłą środę, że obawia się, iż te i przyszłe deportacje mogą zagrozić jego bezpieczeństwu narodowemu .
Stany Zjednoczone nie twierdzą, że są to bezpieczne państwa trzecie, lecz po prostu wykorzystują je jako miejsca deportacji.
Bill Frelick, dyrektor Programu Praw Uchodźców w Human Rights Watch
Przypadek Mosquery nie jest wyjątkiem. Donald Trump znalazł ratunek w Afryce, aby kontynuować swoją politykę deportacji migrantów na podstawie tajnych porozumień i na odległych terytoriach, z dala od zainteresowania prasy i obrońców praw człowieka. W maju deportował ośmiu mężczyzn z Kuby, Wietnamu, Korei Południowej, Meksyku, Laosu, Mjanmy i Sudanu Południowego do Sudanu Południowego . W lipcu przyszła kolej na pięciu deportowanych do Eswatini. W ubiegły wtorek Rwanda potwierdziła, że zawarła porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie przyjęcia do 250 deportowanych migrantów .
Plan w Afryce jest daleki od zakończenia. Media takie jak „The Wall Street Journal” donoszą, że Trump zaproponował porozumienia deportacyjne z innymi krajami, w tym z Gabonem, Gwineą Bissau, Liberią, Mauretanią i Senegalem. CBS wspomniało również o negocjacjach z Angolą i Gwineą Równikową. Nigeria odmówiła przyjęcia deportowanych w lipcu.
Eksperci ONZ zakwestionowali poparcie Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych dla ekspresowych deportacji do krajów trzecich, bez „dodatkowych procedur” i z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Bill Frelick, dyrektor Programu Praw Uchodźców w Human Rights Watch (HRW), argumentuje w wywiadzie dla EL PAÍS, że w deportacjach należy przestrzegać zasad rzetelnego procesu, zapewniając możliwość wniesienia skargi na nakazy deportacji. Należy również zagwarantować zasadę ochrony, zgodnie z którą osoba nie powinna być odsyłana do kraju, w którym istnieje ryzyko prześladowań. „W przypadku deportacji do krajów trzecich sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana” – podkreśla Frelick, dodając, że w tym przypadku należy ocenić, czy dany kraj docelowy jest bezpieczny, i określić, co stanowi kraj bezpieczny. „W przypadku Eswatini i Sudanu Południowego Stany Zjednoczone wcale nie twierdzą, że są to bezpieczne kraje trzecie, lecz po prostu wykorzystują je jako miejsca deportacji” – mówi w rozmowie wideo z Waszyngtonu. To wyzwanie, ponieważ prawnie te kraje afrykańskie ponoszą teraz odpowiedzialność za te osoby.
Przeciwko tajemnicy w Eswatini„W trakcie poszukiwań [miejsc deportacji] odkryli kraj, o którym wątpię, by Trump kiedykolwiek go znał, w którym monarcha zrobiłby wszystko dla pieniędzy”. Tak Mlungisi Makhanya , prezes PUDEMO, głównej partii opozycyjnej Eswatini, podsumowuje tę sprawę. Makhanya, którego partia polityczna jest prześladowana przez monarchię, zna z pierwszej ręki stan praw człowieka i więzień w swoim kraju. Według platformy World Prison Brief wskaźnik obłożenia systemu penitencjarnego Eswatini przekracza 171%. Makhanya opisuje również sytuacje takie jak brak żywności, niski budżet na usługi więzienne i słabe środki bezpieczeństwa. „Doszło do ucieczek z naszych więzień. Dlaczego przywożą tych ludzi, o których mówią, że są bardzo niebezpieczni, wiedząc, że nasz system bezpieczeństwa więziennego jest bardzo słaby?” pyta Makhanya w rozmowie wideo z EL PAÍS.
PUDEMO, jak wyjaśnia jej prezes, przygotowuje pozew przeciwko państwu za potajemne negocjacje z USA „kosztem deportowanych”. „Nasze sądy nie są niezależne, ale mimo to uważamy, że mamy obowiązek zakwestionować uwięzienie tych pięciu osób. Eswatini jest wykorzystywane do dehumanizacji naszych braci i sióstr na Globalnym Południu” – twierdzi Makhanya. „Wstępna procedura pozwoli naszemu zespołowi prawnemu skontaktować się z tymi osobami w celu uzyskania ich oświadczeń i informacji o tym, co naprawdę się wydarzyło” – dodaje lider polityczny.
W trakcie poszukiwań [miejsc deportacji] odkryli kraj, o którym wątpię, by Trump wiedział wcześniej, którego monarchą jest ktoś, kto dla pieniędzy zrobiłby wszystko.
Mlungisi Makhanya, prezes PUDEMO
Nie ma nowych oficjalnych informacji na temat statusu pięciu deportowanych. W lipcu rząd Eswatini potwierdził jedynie , że są oni „przetrzymywani w odizolowanych więzieniach, w których przebywają inni przestępcy o podobnym statusie”. Zapewnił również, że będzie współpracował z Międzynarodową Organizacją ds. Migracji (IOM) w celu odesłania tych pięciu osób do krajów pochodzenia. Jednak IOM, według rzecznika HRW, nie może interweniować w sprawach deportacji, a jedynie w sprawach dobrowolnego powrotu.
Prawnik zajmujący się prawami człowieka, Sibusiso Nhlabatsi , udał się 25 lipca do bramy więzienia o zaostrzonym rygorze w Matsapha – gdzie prawdopodobnie przetrzymywanych jest pięciu deportowanych – i w imieniu reprezentującej ich amerykańskiej kancelarii prawnej poprosił o potwierdzenie ich statusu. Odmówiono mu wjazdu. „Odbyli już swoje wyroki” – powiedział Nhlabatsi agencji Associated Press. „Jeśli ktoś popełnił przestępstwo i odbył karę, dlaczego nadal siedzi w więzieniu?”
Melusi Simelane, kierowniczka Grupy Praw Obywatelskich w Centrum Postępowań Sądowych Afryki Południowej, twierdzi, że doradzają prawnikowi Nhlabatsi w sprawie sposobu, w jaki może dostać się do więzienia. 31 lipca pozwali szefa Departamentu Służby Więziennej Eswatini i prokuratora generalnego kraju, aby uzyskać dostęp. W oczekiwaniu na to upoważnienie organizacja przygotowuje kolejny pozew, aby zażądać od premiera Eswatini, Russella Dlaminiego, odpowiedzi na pytanie, dlaczego przyjął deportowanych i na podstawie jakich przepisów prawnych. „Zwrócimy się do sądu o wymuszenie na premierze wyjaśnienia, na czym polegała umowa [z USA] i aby w przyszłości konsultował się z parlamentem” – mówi Simelane. „To stwarza bardzo niebezpieczny precedens w kraju i regionie. Trump mówi: »jeśli wyświadczycie mi tę przysługę, nie nałożę na was ceł«. Nie możemy pozwolić, aby nasza suwerenność została podważona”. Eswatini, Sudan Południowy i Rwanda nałożyły 7 sierpnia cła w wysokości 10%, co jest najniższą stawką w historii polityki Trumpa.
HRW również ma wiele pytań. Frelick mówi, że organizacja przygotowuje list do rządów Sudanu Południowego i Eswatini z prośbą o więcej informacji i ustalenie, czy wszczęte zostanie dochodzenie. Przyznaje jednak, że przeprowadzenie dochodzenia na miejscu jest większym wyzwaniem w niektórych krajach afrykańskich. „Mamy bardzo trudne relacje z Rwandą, ponieważ krytykowaliśmy jej rząd” – mówi Frelick, podając przykład.
Kelly Stone , konsultantka ds. wymiaru sprawiedliwości i zapobiegania przemocy w Instytucie Studiów nad Bezpieczeństwem (ISS) w Pretorii, ostrzega, że deportacje do Afryki stanowią kontynuację polityki bezpieczeństwa Trumpa, polegającej na wydalaniu domniemanych przestępców, zapoczątkowanej w Ameryce Środkowej. Czynnikiem obciążającym jest fakt, że porozumienia zostały zawarte w atmosferze skrajnej tajemnicy: nie wiadomo, co kraje przyjmujące otrzymują w zamian – wiadomo, że Salwador otrzymywał 20 000 dolarów, czyli około 17 000 euro rocznie na więźnia – do których więzień trafią ani czy zostanie przyjętych więcej osób. Co więcej, są to biedne kraje, które mają niewielkie pole manewru w negocjacjach z północnoamerykańskim gigantem.
Ziarno wątpliwości zostało zasiane w sytuacji, gdy ludzie przestali ufać politykom.
Kelly Stone, konsultantka ds. sprawiedliwości i zapobiegania przemocy w Instytucie Studiów nad Bezpieczeństwem (ISS) w Pretorii
Dla ekonomisty Patricka Bonda, profesora socjologii na Uniwersytecie w Johannesburgu i autora kilku książek o eksploatacji zasobów naturalnych w krajach afrykańskich, te deportacje są po prostu elementem polityki transakcyjnej Donalda Trumpa i jego programu wobec Afryki. „On chce twardych relacji, w których jeśli coś dasz Afryce, ona musi zrobić wszystko, czego od niej zażąda [w zamian]. To łapówka. W przypadku Sudanu Południowego potrzebują oni wsparcia militarnego USA. A Eswatini desperacko potrzebuje legitymizacji” – wyjaśnia w rozmowie wideo.
Stone ostrzega również przed ryzykiem znacznie głębszym niż bezpieczeństwo: wzrostem nieufności społeczeństwa do rządów w kontekście niestabilnej sytuacji. „Ludzie pytają: dlaczego podejmujecie się problemu, którym powinny zająć się Stany Zjednoczone? Co im obiecaliście? Jaki brudny układ knują? Ziarno wątpliwości zostało zasiane w sytuacji, w której ludzie przestali ufać politykom”.
EL PAÍS