Sewilla budzi operę wszędzie i dla każdej publiczności
%3Aformat(jpg)%3Aquality(99)%3Awatermark(f.elconfidencial.com%2Ffile%2Fbae%2Feea%2Ffde%2Fbaeeeafde1b3229287b0c008f7602058.png%2C0%2C275%2C1)%2Ff.elconfidencial.com%2Foriginal%2F52f%2F945%2F109%2F52f945109189c68111e75752a0705459.jpg&w=1920&q=100)
Sewilla nie musiała wymyślać festiwalu operowego : miasto jest już teatrem samym w sobie, z barokową scenografią, kafelkową maszynerią sceniczną i kostiumami, które zdumiewają szal, strój torreadora i tunikę nazarejską. Tutaj wszystko staje się sceną, od sygnalizacji świetlnej po balkon w Macarenie. I tak, kiedy opera „postanowiła” pojawić się w miejskich autobusach, w głosach lokalnego radia, na transparentach wiszących niczym sztandary bractwa, nie wydawało się to inwazją, lecz raczej powrotem, przebudzeniem miasta. Opera należy do elity , owszem, ale do elity kulturalnej: do tej arystokracji sztuki, która łączy muzykę, teatr, taniec, literaturę i architekturę w jednym ekscesie. Nie do społecznego rodowodu szampanów ani geografii złotej skrzynki.
Rada Miasta zrozumiała to z mądrą złośliwością. Nie chodziło o inwestowanie w formalny festiwal, ale raczej o pomylenie opery z samym miastem, jego przestrzenią i cenami. Ceny przystępne jak kawa w La Campana, propaganda rozsiewana niczym wachlarze na Feria i publiczność przypominająca mozaikę Murillo : turyści o zdezorientowanych twarzach, studenci, którzy zamienili TikToka na… Monteverdi , damy z sąsiedztwa siedzące obok weteranów muzyki , oszołomione debiutantki. Opera, tak często ograniczona do prywatnego klubu, uległa hybrydyzacji. A Sewilla, tak lubująca się w zawłaszczaniu wszystkiego – od konkwistadora po poemat – przyjęła ją za swoją.
Opera należy do elity, owszem, ale do elity kulturalnej: do arystokracji sztuki, która łączy muzykę, teatr, taniec, literaturę i architekturę.
Od soboty Maestranza będzie wystawiać kanon „Don Giovanni” Mozarta pod dyrekcją Ivána Lópeza Reinoso i w scenografii Cecilii Ligorio . Opera jednak wcześniej straciła poważanie teatru, by wkroczyć w miejskie zakamarki. W Real Fábrica de Artillería, gdzie przemysłowe mury przypominały żelazne świątynie, słychać było hipnozę Philipa Glassa, którego „Dzieci straszne” unosiły się niczym mechaniczna modlitwa. W Alcázarze arabeski w stylu mudejar przedłużały egzotykę kalifa Bagdadu w karykaturalnej tonacji. A w Palacio de las Dueñas – posiadłości rodu Alba , z echami Cayetany i rezonansami Velázqueza – Emiliano Suárez stworzył bezczelny kabaret, w którym Manuel García , autor „Quien porfía mucho alcanza”, został wskrzeszony w tonacji Mozarta, z psotą kawiarnianych cukierników i bezczelnością komedii dwuznaczności. Sewilla, która nigdy nie bała się pomieszania i mieszania ras, wypróbowała operę niczym ktoś przymierzający kostium karnawałowy.
:format(jpg)/f.elconfidencial.com%2Foriginal%2F40b%2F8ce%2F1ea%2F40b8ce1ea094581e8b9c867af0bb5897.jpg)
:format(jpg)/f.elconfidencial.com%2Foriginal%2F40b%2F8ce%2F1ea%2F40b8ce1ea094581e8b9c867af0bb5897.jpg)
To García, niewidzialny i obecny, święty patron festiwalu. Tenor w stylu Rossiniego , niestrudzony poszukiwacz przygód, patriarcha dynastii — María Malibrán, Pauline Viardo i innych — która podbiła Europę. Człowiek, który przywiózł operę do Ameryki, gdy była ona dzikim horyzontem, który rozumiał bel canto jako kompas. Sewilla zepchnęła go do przypisu, ale teraz wskrzesza go jako totem i lustro. A w tym lustrze odbijała się Leonor Bonilla , wzniosła sewilska sopranistka, która zagrała w Califfo przeniesionym do Barcelony po czasach Franco. Sztuka Guillermo Amayi umieściła go wśród miejskich plemion i lumpenu Café Bagdad: egzotyka przerodziła się w przypowieść społeczną. Lekka operetka, która nagle stała się satyrą, podtrzymywana przez Orkiestrę Symfoniczną Sewilli pod precyzyjną batutą Alessandro D'Agostiniego w deszczowy, pirotechniczny świt.
Program koncertu w Sewilli, dostępny i przyjemny do 12 października, to nie katalog, lecz podróż. Monteverdiego można było usłyszeć w madrygałach „Combattimento” , a Orkiestra Barokowa w Sewilli przekształciła filologię w teatr na żywo . Vivica Genaux odwzajemniła się żarem Scarlattiego głosem niczym aksamitny bicz. A w ten poniedziałek Franco Fagioli , argentyński kontratenor, zaprezentuje program, który zdumiewa Cestiego, Lottiego, Giacomellego i Mozarta , z wokalną akrobatyką przypominającą filigran złotniczy.
Program Sewilli, dostępny i przyjemny do 12 października, nie jest katalogiem, lecz podróżą
Festiwal odbywa się w ramach dwóch rocznic: 250. rocznicy urodzin Garcii i 150. rocznicy Carmen, opery, która stworzyła wyimaginowaną Sewillę, okrążoną po całym świecie bardziej niż ta prawdziwa. I być może dlatego miasto zareagowało w ten sposób: zawłaszczając festiwal z taką samą łatwością, z jaką Wielki Tydzień, Feria czy derby na Sánchez Pizjuán przekształcają się w rytuały. Opera przekształciła się z wystawnego luksusu w żywe dziedzictwo.
Rada Miasta działała jak wspólnik z bezczelnością zaskakującą w czasach biurokratycznej powagi. Nie tylko rozdała pieniądze; ustaliła cenę opery na podstawie codziennego menu i wkomponowała ją w miejskie billboardy niczym ktoś dmuchający kadzidło w tawernie. Cud, że to zadziałało. A pierwsze wydanie już wskazuje na tradycję i awangardę. Opera istniała, drzemała. Trzeba ją było tylko obudzić.
Sewilla nie musiała wymyślać festiwalu operowego : miasto jest już teatrem samym w sobie, z barokową scenografią, kafelkową maszynerią sceniczną i kostiumami, które zdumiewają szal, strój torreadora i tunikę nazarejską. Tutaj wszystko staje się sceną, od sygnalizacji świetlnej po balkon w Macarenie. I tak, kiedy opera „postanowiła” pojawić się w miejskich autobusach, w głosach lokalnego radia, na transparentach wiszących niczym sztandary bractwa, nie wydawało się to inwazją, lecz raczej powrotem, przebudzeniem miasta. Opera należy do elity , owszem, ale do elity kulturalnej: do tej arystokracji sztuki, która łączy muzykę, teatr, taniec, literaturę i architekturę w jednym ekscesie. Nie do społecznego rodowodu szampanów ani geografii złotej skrzynki.
El Confidencial