Wypadki na Tour de France pochłaniają wiele ofiar – a światowa organizacja zarządzająca dolewa oliwy do ognia


Jazda na rowerze jest niebezpieczna dla zdrowia. Świadczą o tym nie tylko coroczne statystyki dotyczące ofiar śmiertelnych na drogach. Ten pierwszy tydzień Tour de France przyciągnął również najwięcej uwagi ze względu na wypadki. Filippo Ganna i Stefan Bissegger ze Wschodniej Szwajcarii odpadli już pierwszego dnia. U obu zdiagnozowano wstrząsy mózgu.
NZZ.ch wymaga JavaScript do obsługi ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Do najpoważniejszego jak dotąd wypadku doszło na trzecim etapie. Francuz Bryan Coquard stracił równowagę, gdy kolarz Intermarché pojawił się po jego prawej stronie. Coquard skręcił w lewo, a ten ruch spowodował upadek Jaspera Philipsena. Belg, który miał wówczas na sobie zieloną koszulkę, upadł z prędkością około 60 km/h. Gwałtowne uderzenie o asfalt rozerwało mu całe plecy, a obojczyk został złamany. Zamiast drugiego zwycięstwa w peletonie, trafił do szpitala.
Kolarze byli w szoku. „Przejechaliśmy przez piekło” – opisał swoje wrażenia Biniam Girmay . Bo tego dnia nie doszło tylko do jednego wypadku. W stawce doszło do kilku kraks, mimo że tempo nieco spadło wkrótce po tym, jak Philipsen leżał na ziemi.
Niebezpieczne zachętyIncydent ten jest symbolem problemów z bezpieczeństwem w kolarstwie. Obrażenia Philipsena były tak poważne, ponieważ peleton nabrał prędkości. W tym momencie nastąpił sprint pośredni – i to z kiepskim czasem. Aike Visbeek, dyrektor sportowy zespołu Intermarché – Wanty z Girmay, zauważyła: „Te sprinty pośrednie powinny być zaplanowane na odcinku lekko pod górę, wtedy tempo jest nieco wolniejsze. Ale tutaj był lekki zjazd. To doprowadziło do sprintu z dużą prędkością”.
Fakt, że wielu kolarzy interesuje się sprintami pośrednimi, wynika również z przyznawanych tam punktów UCI. Zespoły takie jak Cofidis, które martwią się o swoją licencję, wysyłają swoich szybkich kolarzy, takich jak Coquard, na sprinty pośrednie właśnie z tego powodu. To zachęta, która wzbudza duże zainteresowanie.
Coquard, który spowodował wypadek i który, nawet po obejrzeniu nagrania, nie był do końca pewien, kiedy kogo dotknął i jak, później sam znalazł się w centrum zamieszania. Wszystko zaczęło się od kolegi Philipsena z drużyny, który odmówił Coquardowi prawa do udziału w sprintach pośrednich. Oskarżyciel później wycofał swój głos, powołując się na gorączkę rywalizacji jako przyczynę gniewu. Komisarze Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI) dolali oliwy do ognia, pokazując Coquardowi żółtą kartkę.
Mało kto w peletonie mógł to zrozumieć, ponieważ Francuz nawet nie popełnił błędu, a jedynie próbował akrobatycznie utrzymać się na rowerze. Niemiecki sprinter Pascal Ackermann był zły na „outsiderów”, którzy „jakoś myślą, że muszą dodać swoje trzy grosze, mimo że nie mają pojęcia, jak tak naprawdę działa sprint”.
Tam często bywa ciężko. Rodak Ackermanna, Niklas Märkl, nazwał kolarstwo „sportem kontaktowym” – ze względu na bójki, które zdarzają się podczas sprintów, na przykład tuż przed zwężeniem drogi lub tuż przed przejściem na szutrową lub brukowaną nawierzchnię. Każdy chce być w jak najlepszej pozycji.
System żółtych kartek ma zachęcić kolarzy do większej ostrożności. Pierwsza żółta kartka to ostrzeżenie, druga zawieszenie w wyścigu. Wynik jest kontrowersyjny. Ackermann, na przykład, w ogóle się na to nie zgadza, ponieważ zasady przyznawania żółtych kartek są całkowicie niejasne. „Nie wiesz, za co je dostajesz i nie rozumiesz, kiedy ich nie dostajesz”.
Rolf Aldag, szef ds. osiągów w zespole Red Bull – Bora – Hansgrohe, widzi to podobnie. Szczególnie zależy mu na większym zaangażowaniu w inny obszar: bezpieczniejsze planowanie trasy. „Właściwie linia mety w sprintach grupowych ma mieć 300 metrów. Kiedy szło się po niej pieszo podczas trzeciego etapu, nie było jej widać nawet ze 100 metrów” – powiedział, krytykując sytuację na Tour de France.
Ostatnie okrążenia mają na celu rozbrojenie skomplikowanych trasWspółczuje organizatorom, którzy muszą radzić sobie z rondami, progami zwalniającymi, zwężeniami pasów ruchu i różnymi innymi ograniczeniami. Jednak w przeciwieństwie do kolarzy i drużyn, organizatorzy wyścigów nie muszą obawiać się żółtych kartek od UCI. „Stwarzają warunki, w których kolarze i drużyny muszą pracować. A potem dostają żółte kartki” – skrytykował.
Aldag zaapelował o większy udział kolarzy w projektowaniu trasy. Zasugerował, aby etapy o skomplikowanej trasie kończyły się finałowymi okrążeniami. „W ten sposób kolarze będą mogli poznać trasę w warunkach rywalizacji, a nie tylko jechać na oślep”.
Lista krytyki i sugestii dotyczących ulepszeń kierowanych do UCI i organizatorów Touru jest nieskończona. Ale kolarze również muszą się dostosować. Według oficjalnych statystyk wypadków UCI, 29 procent wszystkich wypadków w pierwszej połowie sezonu było spowodowanych błędami kolarzy. Dlatego niektóre zespoły wyścigowe już teraz prowadzą treningi percepcji, aby wydłużyć czas koncentracji i poszerzyć promień percepcji.
nzz.ch