Uprawa winorośli w Indiach | Dobre wina, brutalna rzeczywistość
Upał migocze nad winnicami Nashik. W sobotnie popołudnie termometr wskazuje 34 stopnie, gdy Varad przechadza się między rzędami winorośli. Na jego czole pojawiły się krople potu, gdy sprawdzał winorośl w poszukiwaniu szkodników, usuwał zwiędłe liście i zbierał opadłe winogrona z wyschniętej ziemi. Wysiłek fizyczny jest zauważalny, ale wydaje się opanowany: „Ja też jestem gorący i praca tutaj jest męcząca. Ale jesteśmy przyzwyczajeni do ekstremalnego upału”. W środku lata robi się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Następnie pracownicy zmieniają godziny pracy na wczesne poranki i późne wieczory – zmiana ta wcale nie jest oczywista. „To był gest dobrej woli ze strony mojego ówczesnego szefa” – wspomina Varad. „Właściwie chciał, żebyśmy to przepracowali”.
Varad wyróżnia się z tłumu. Jego płynna znajomość języka angielskiego jest zaskakująca – to rzadkość u pracownika rolnego w indyjskim regionie winiarskim. Prawie 30-latek pracuje dla Rajeeva Samanta, pioniera indyjskiego winiarstwa, w jego legendarnej winnicy „Sula Wineyard”. W tym skrócie można opisać definicje współczesnych Indii: społeczeństwo kontrastów, w którym rodząca się klasa średnia i wyższa klasa społeczna kosztują wina, a robotnicy tacy jak Varad tworzą podstawy tej przyjemności w niepewnych warunkach.
Winnica położona jest kwadrans jazdy od metropolii Nashik w zachodnich Indiach i rozciąga się na powierzchni ponad 700 hektarów pagórkowatego krajobrazu. Główny, wielopiętrowy budynek w kolorze ochry harmonijnie wtapia się w otoczenie, w którym znajdują się inne stylowe winnice. Każdy, kto kiedykolwiek był w Toskanii, poczuje się trochę jak w domu. Zamiast włoskiego mówi się wyłącznie po angielsku lub maharasztrze. A tutaj to drzewa mango i palmy kokosowe kołyszą się na wietrze, a nie drzewa cytrynowe.
Społeczna architektura przyjemnościSam układ winnicy świadczy o doborze społecznym. Przestronny parking wita gości z całego kraju, zacienione ławki zachęcają do odpoczynku, żwirowe ścieżki prowadzą do rzędów winorośli, a tablice informacyjne wyjaśniają zasady produkcji wina. Jak to często bywa w Indiach, kontrole wjazdowe zapewniają subtelny, ale skuteczny proces selekcji. Wino pozostaje zarezerwowane dla rozwijającej się klasy średniej i elity ekonomicznej.
Varad może czasami obserwować ten inny świat z dystansu. Przestronne wnętrze głównego budynku wypełniają spacery zamożnych par i rodzin, a kobiety i mężczyźni, którzy niedawno stali się bogaci, zbierają się w grupach. Można zrelaksować się na imponującym, jasnym tarasie, delektując się winem, muzyką i panoramicznym widokiem na winnice. W piwnicy degustują Rieslinga i Merlota, robią sobie selfie i publikują je na swoich kanałach społecznościowych. Picie wina jest w Indiach uważane za wyraz elegancji i wyrafinowania.
Kultura wina rozwija się w szybkim tempie. Otwierają się bary winne, a w sklepach specjalistycznych można kupić wykwintne wina. Subkontynent nie może pochwalić się wielowiekową tradycją uprawy winorośli. W kilku stanach alkohol jest nadal nielegalny. Przed pandemią koronawirusa przeciętny mieszkaniec Indii wypijał zaledwie 20 mililitrów wina rocznie – Niemcy wypijają ponad 20 litrów.
Boom bez tradycjiJednak wino z Nashik zyskało już sobie sławę. Można go kupić nawet w europejskich sklepach specjalistycznych. Sula, pracodawczyni Varada, jest uważana za symbol tego boomu. Ponadto na rynku pojawia się wiele mniejszych winnic, które oferują zróżnicowaną ofertę obejmującą ponad tuzin różnych odmian winogron.
Varad przybył do Suli zupełnie przypadkiem. Powiedział, że szuka stałej, lepiej płatnej pracy. Oczywiście, że zna historię swojego pracodawcy. Rajeev Samant studiował na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii i tam odkrył swoją pasję do wina. W 1996 roku kochający dom młody człowiek wrócił do Indii, zdecydowany dokonać zmian. Jego rodzina posiadała ziemię i nie była biedna – dobre warunki do rozpoczęcia eksperymentu.
Minął rok zanim Samant zasadził pierwszą winorośl. Ale potem wszystko wydarzyło się szybko. Założył firmę Sula i na przełomie tysiącleci dostarczył pierwsze butelki na rynek indyjski. Varad wyjaśnia geograficzne zalety regionu: „Samant zdał sobie sprawę, że Nashik, ze swoim wyjątkowym położeniem w Indiach, może być idealnym miejscem do uprawy winorośli”. Gorący, niemal tropikalny klimat w ciągu dnia, stosunkowo chłodne noce i coroczny monsun tworzą optymalne warunki.
„W porze suchej podlewamy codziennie” – wyjaśnia Varad. Jego szef nie wie, że rozmawia z prasą. Nie odpowiedział na zapytania pisemne. Dlatego Varad musi uważać na to, co mówi; nie chce mieć kłopotów.
Warunki pracy w blisko 90 indyjskich winnicach są dalekie od ideału. Varad pracuje dziesięć, „czasem dwanaście godzin dziennie” – relacjonuje. Kontrole pod kątem naruszeń czasu pracy pozostają wyjątkiem. Jego miesięczne dochody oscylują pomiędzy równowartością 160 a 250 euro – nie jest to marna kwota, ale też nie jest wysoka.
„Jestem pracownikiem, a nie pijącym wina”.
Warad
Manne Pentil, który prowadzi firmę zajmującą się konstrukcjami metalowymi na obrzeżach Nashik, zna rzeczywistość pracowników rolnych: „Winiarze często pracują w złych warunkach higienicznych lub bez odpowiedniej ochrony, co może mieć wpływ na ich zdrowie”. Pentil uważa, że winiarze, podobnie jak wielu innych pracowników w Indiach, są słabo zorganizowani. Około 90 procent pracowników w Indiach pracuje w sektorach, w których nie ma znaczącej reprezentacji związkowej. Varad mówi również, że w winnicy nie ma dobrej organizacji. „Jaki jest tego sens?” mówi, machając ręką. Nie wierzy w korzyści wynikające z posiadania związku zawodowego reprezentującego go w sprawach z zakresu prawa pracy.
Varad nigdy nie postawił stopy na tarasie, gdzie spotykali się zamożni goście pijący wino. „Jestem pracownikiem, a nie pijakiem wina” – stwierdza trzeźwo. Za swoją pensję mógłby sobie oczywiście pozwolić na wino, ale woli inwestować pieniądze w edukację dwójki swoich dzieci. W kraju, w którym mieszka 1,4 miliarda ludzi i panuje zacięta konkurencja, wykształcenie determinuje ścieżkę życia bardziej niż gdziekolwiek indziej. Dyplomy się opłacają – dlatego Varad podejmuje się ciężkiej codziennej pracy w winnicach. Nawet jeśli ma to poważną wadę: długie godziny pracy obciążają życie rodzinne, jak Varad wyjaśnia zamyślony, pijąc wodę: „Widzę swoją rodzinę tylko rano i wieczorem i kiedy mam trochę wolnego czasu. Jednak to rzadkość”. Trudno mu wyobrazić sobie równowagę między życiem zawodowym i prywatnym.
Zwykli pracownicy mają tylko jeden dzień wolny w tygodniu, a w Indiach urlopu jest niewiele więcej niż 15–21 dni rocznie. Minimalny płatny urlop przysługuje pracownikowi dopiero po przepracowaniu w firmie co najmniej roku. Varad chciałby kiedyś pojechać do Francji, żeby poznać tamtejsze regiony uprawy winorośli. Jego oczy rozświetlają się na myśl: „Francja i wino” – śmieje się, mając nadzieję, że pozna tam kulturę wina, która jest mniej ekskluzywna niż ta w jego ojczyźnie.
nd-aktuell