Tydzień Sztuki w Berlinie | Ani gruby, ani filcowy
Kto pamięta Drugi Ruch Kobiet? Spośród tych, które dziś aktywnie działają w feministkach, prawdopodobnie niewiele. Większość nie była wystarczająco dorosła, by aktywnie angażować się w ruch w latach 70., albo nawet jeszcze się nie urodziła. Nie można ich za to winić. Dyskurs feministyczny również się zmienił, dlatego nawiązanie kontaktu z protagonistkami rewolucji seksualnej z Niemiec Zachodnich i Wschodnich może wydawać się dziś trudne. Na przykład koncepcja transpłciowości odgrywała wówczas niewielką rolę i była krytycznie oceniana, a nawet odrzucana przez wiele ruchów feministycznych. Niemniej jednak, nadal toczyły się podobne debaty na wiele tematów, jak dzisiaj – na przykład o tym, w jakim stopniu kobietom wolno było dostosowywać się do „męskiego spojrzenia”, a w jakim stopniu inscenizowane kobiece piękno i seksualność były akceptowalne, a w jakim stopniu zdradzały słuszność idei.
Dwie feministki drugiej fali w Niemczech Zachodnich, które na swój sposób nigdy nie wyrzekły się piękna i elegancji – ani tego, co postrzegały jako piękne i eleganckie – to artystka Sarah Schumann (1933–2019) oraz jej przyjaciółka i partnerka życiowa, pisarka Silvia Bovenschen (1946–2017). W swojej książce „Sarah’s Law” (2015), poświęconej Schumann, Bovenschen opisuje swoje pierwsze spotkanie ze zdjęciem przyjaciółki, kolażem. Przedstawia on piękną, siedzącą kobietę, „prawie naturalnej wielkości”, na tle krajobrazu ze skałami, drzewami i zwierzętami, które są „zmniejszone w perspektywie, przesunięte w cudowną dal”.
Bovenschen, która wówczas ledwo znała Schumanna, na widok bogatego, kolorowego kolażu przez chwilę zastanawiała się, czy „powinna go aprobować”. W końcu ona również uwewnętrzniła „niewypowiedziany dogmat awangardy teoretyczno-artystycznej tamtej epoki” – mówiła o Republice Federalnej Niemiec w latach 70. Wkrótce potem odrzuciła ten pomysł, twierdząc, że nie potrafi się powstrzymać, „ulegając potędze obrazu”. W ciągu kolejnych wspólnych lat – około 40. – nie tylko pisała liczne eseje o kolażach i obrazach przyjaciółki, ale także wielokrotnie stawała się obiektem artystycznym Schumanna.
»...i nigdy nie używa papieru do pakowania!«
-
Niektóre z tych portretów Bovena – wraz z licznymi innymi pracami Schumanna z lat 1954–1982 – są obecnie eksponowane w Galerii Meyer Riegger w Berlinie. W ramach Berlin Art Week, w którym ponad 100 muzeów, przestrzeni projektowych i galerii w stolicy wita w ten weekend jesienny sezon artystyczny, wystawa „quasi-muzeum”, jak podano w komunikacie prasowym, została otwarta w zeszły czwartek.
Naprawdę obszerny materiał wystawowy rozłożony jest na dwóch piętrach. Na wystawie znajduje się ponad 60 „szokujących kolaży” Schumann (1957–1964) – małoformatowych, czarno-białych i sepiowych kolaży na papierze lub ich fotografii, które stanowią część jej wczesnej twórczości. Ponadto znajdują się tam obrazy Art Informel, które przyniosły Schumann, wówczas jeszcze znanej jako Maria Brockstedt, jej pierwszy sukces artystyczny pod koniec lat 50., a także inne kolaże, zarówno małe, jak i kolorowe. Ponadto znajdują się tam projekty okładek i inne ilustracje do wydawnictw feministycznych, a także wielkoformatowe płótna i panele drewniane, na których, również w formie kolażu, kolorowe fotografie ludzi spotykają się z farbą olejną, gipsem, węglem drzewnym, złotym i srebrnym brązem, ołówkiem i innymi materiałami. Sarah Schumann w żadnym wypadku nie była minimalistką.
Sercem tej wystawy jest eksploracja kobiecej sub- i obiektywności przez artystkę. W swoich „szokujących kolażach” Sarah Schumann umieszcza między innymi ciała i głowy kobiet wycięte ze zdjęć – sporadycznie dzieci, ale rzadko pojawia się w nich wizerunek mężczyzny – w przerośniętych krajobrazach, które niekoniecznie są zachęcające, lecz naznaczone klęskami żywiołowymi lub zniszczeniami dokonanymi przez człowieka.
Te obrazy igrają z odległymi tradycjami przedstawieniowymi, takimi jak malarstwo renesansowe czy rzeźba antyczna. Są surrealistyczne, a jednocześnie nieoderwane od rzeczywistości społecznej drugiej połowy ubiegłego wieku, w której powstały. Kiedy na przykład postać kobieca z karabinem w ręku błąka się pod drutem kolczastym na granicy węgierskiej, albo gdy płacząca, bosa dziewczyna – prawdopodobnie ze zdjęcia wykonanego w Wietnamie podczas wojny – jest przedstawiona jako olbrzymka leżąca na lub w kanale między lasami, łatwo dopatrzeć się w nich odniesień politycznych.
Późniejsze kolaże Schumanna powstały w wyniku pracy z szerszym spektrum materiałów. Artysta wykorzystuje obecnie nie tylko fragmenty papierowych fotografii, ale także ilustracje anatomii człowieka, a także ludzkie włosy, pawie pióra, suszone kwiaty i liście. To małe, delikatne kompozycje, których poszczególne elementy są artystycznie splecione, zabawne i niemal preppy.
W „Prawie Sary” Bovenschen wspomina, jak dziennikarka wykrzyknęła kiedyś, widząc kolaż jej przyjaciółki: „...i ona nigdy nie używa papieru do pakowania!”. Bovenschen dodaje: „Mógł równie dobrze powiedzieć: smar albo filc”. Nie, estetyczny kosmos Sary Schumann nie ma nic wspólnego z dziełami Josepha Beuysa, które w latach 70. XX wieku odzwierciedlały ducha epoki w Niemczech Zachodnich (i gdzie indziej).
Można to również interpretować politycznie: dzieło Schumanna nie odrzuca wyimaginowanej pierwotności i naturalności, lecz ukazuje ludzkość, a zwłaszcza kobiety, jako istoty społeczne. Wyzwolenie od bolączek społecznych można znaleźć jedynie w dalszym rozwoju cywilizacji. Wbrew temu, co twierdziły niektóre feministki w latach 70., nie ma niczego prawdziwie kobiecego poza ciałem i jego funkcjami, tak sklasyfikowanymi. Kobieta „nie rodzi się kobietą, lecz się nią staje” (Simone de Beauvoir).
W Galerii Meyer Riegger twórczość Sarah Schumann uzupełnia film Haruna Farockiego „A Picture of Sarah Schumann” (1976/78), dokumentujący powstanie jednego z dzieł artystki, oraz przeróbka instalacji wideo Michaeli Mélian (2012) na wystawę „Women Artists International 1877–1977”. Integralną częścią instalacji jest film, w którym Schumann i Bovenschen wspominają wystawę z 1977 roku, którą wraz z kilkoma innymi działaczkami zorganizowały w berlińskim Pałacu Charlottenburg. W tym czasie udało im się przyciągnąć muzea z całego świata do swojego projektu, którego celem było zwiększenie rozpoznawalności artystek. Na wystawie zaprezentowano prace takich artystów jak Georgia O'Keeffe, Diane Arbus, Sonii Delaunay, Frida Kahlo, Maria Lassnig, Louise Bourgeois i innych – wiele z tych prac, jak pisze Bovenschen w książce „Sarah's Law”, było pierwszymi, które artystka widziała w oryginale.
Dziś trudno sobie wyobrazić, z jakim oporem spotkali się organizatorzy wystawy. W swojej książce Bovenschen wspomina o „pieniących protestach” i „mizoginicznych okrzykach pełnych przemocy”, ale także o „wrzaskliwych fundamentalistycznych feministkach”. „Niektórzy po raz kolejny głosili, że kobiety, z racji swojego naturalnego uzdolnienia i społecznego przeznaczenia, nie są ani zdolne, ani uprawnione do sztuki; inni argumentowali, że wszystkie kobiety bez wyjątku są artystkami i że w związku z tym każdy proces selekcji jest mizoginiczną bezczelnością”.
Bovenschen, Schumann i ich przyjaciele nie przejmowali się tym i kontynuowali swoją sprawę. To nie tylko warte zapamiętania, ale może również stanowić inspirację dla współczesnych ruchów feministycznych, które nie chcą się spłycić.
„Sarah Schumann: Obrazy i kolaże z lat 1954–1982”, do 1 listopada 2025 r., Galeria Meyer Riegger. Pełny program Berlin Art Week (10–14 września) można znaleźć na stronie: www.berlinartweek.de
nd-aktuell