Porozumienie poczdamskie | Jak powstaje i znika porządek świata
Konferencja nosiła nazwę Trójstronnej Konferencji Poczdamskiej. Latem 1945 roku przywódcy państw alianckich, z wyłączeniem Francji, negocjowali powojenny porządek. Na marginesie spotkania 24 lipca 1945 roku prezydent USA Harry S. Truman wziął na bok „generalissimusa” Józefa W. Stalina i niemal mimochodem wspomniał, że „mamy nową broń o niezwykłej sile rażenia”. Sekretarz generalny KPZR zdawał się nie okazywać szczególnego zainteresowania, stwierdzając jedynie, że cieszy się z tej wiadomości, o ile uda się ją skutecznie wykorzystać przeciwko Japończykom. Jeszcze w Poczdamie Truman wydał rozkaz działania, który wkrótce potem skazał Hiroszimę i Nagasaki na niewyobrażalną katastrofę nuklearną.
Stalin od dawna zdawał sobie sprawę z tego nowego rodzaju „postępu” technologicznego w dziedzinie uzbrojenia, dokonanego przez USA, i wydał już rozkaz przyspieszenia własnego programu nuklearnego. Było dla niego jasne, że tutaj, w Poczdamie, na obrzeżach stolicy wspólnie zniszczonego nazistowskiego imperium, będzie się negocjować, a nawet lepiej negocjować przyszły porządek świata. Ukształtuje go „bomba”. Wiedział o intrygach USA i Wielkiej Brytanii przeciwko ZSRR, w tym o planach „Operacji Nie do pomyślenia”, którą właśnie zlecił brytyjski premier Winston Churchill – wojny przeciwko Związkowi Radzieckiemu, w tym niemieckim jeńcom wojennym Wehrmachtu.
Bez Jałty nie ma Poczdamu, bez nieufności nie ma negocjacjiNiemniej jednak cztery lata wspólnej walki aliantów z mocarstwami faszystowskimi dawały nadzieję na lepszy porządek świata, oparty na pokoju i współpracy. Sześć miesięcy wcześniej, w Jałcie, śmiertelnie chory prezydent USA Franklin D. Roosevelt, wraz ze Stalinem i Churchillem, nakreślił zarys tego nowego porządku, który miał obejmować utworzenie nowego międzynarodowego gremium narodów, aby „uratować przyszłe pokolenia przed plagą wojny”. Organizacja Narodów Zjednoczonych miała opierać się na „wierze w podstawowe prawa człowieka, w godność i wartość ludzkiej osobowości, w równe prawa mężczyzn i kobiet oraz wszystkich narodów, dużych i małych”, a także na „poszanowaniu zobowiązań wynikających z traktatów i innych źródeł prawa międzynarodowego”.
Wojna z faszystowskimi państwami Osi w Rzymie i Berlinie została wygrana, a Niemcy znalazły się pod okupacją. Jednak groźny wróg na Dalekim Wschodzie wciąż nie został pokonany. Klęska Cesarstwa Japońskiego była tylko kwestią czasu; interwencja Armii Czerwonej 9 sierpnia na tym ostatnim froncie II wojny światowej, uzgodniona z zachodnimi aliantami, miała również zakończyć wojnę w regionie Azji i Pacyfiku. Ataki atomowe na Hiroszimę i Nagasaki 6 i 9 sierpnia 1945 roku byłyby zbędne.
Przedstawiciele głównych mocarstw alianckich, którzy udali się do Poczdamu w połowie lipca 1945 roku, widząc również zdewastowany Berlin, „miasto widmo”, jak nazwał go Truman, wiedzieli, o co toczy się gra: o nic więcej i nic mniej niż o ustanowienie nowego porządku świata. Po śmierci Roosevelta w kwietniu, na konferencji w Pałacu Cecilienhof, która rozpoczęła się 17 lipca, Stany Zjednoczone reprezentował Truman, a Brytyjczyków początkowo Churchill. Jednak po kilku dniach Churchill musiał oddać swoje miejsce przy stole „Wielkiej Trójki” nowemu brytyjskiemu premierowi, Clementowi Attlee, z powodu swojej porażki wyborczej. Stalin był najdłużej urzędującym i najbardziej doświadczonym mężem stanu na tym spotkaniu w Poczdamie.
Partia radziecka i głowa państwa wiedziały, że jego misja wyzwoleńcza nie jest już dobrze odbierana. Pozwolono mu zmiażdżyć faszystowski Wehrmacht, ale skorzystanie z okazji, by ustanowić w Europie Wschodniej porządek, który by mu odpowiadał, i utorować drogę komunistom do władzy, uznano by za świętokradztwo. W Waszyngtonie i Londynie ludzie pamiętali o śmiertelnej wrogości wobec komunizmu, który został jedynie tymczasowo zamrożony z powodu znacznie gorszego wroga, faszyzmu Hitlera. Stalinowi nie ufano; nowe niuanse w polityce sowieckiej, która początkowo nie miała na celu eksportu sowieckiego modelu socjalizmu, były ignorowane lub rozumiane. Według brytyjskiego historyka Erica Hobsbawma, wiodące kręgi w USA zakładały, że „wszystkie państwa walczące poza USA były polami ruin” i że Stany Zjednoczone, które nie zostały zbombardowane, znajdowały się zatem w uprzywilejowanej pozycji. Co więcej, zdaniem Hobsbawma, kontynent europejski wydawał im się „zamieszkany przez głodnych, zdesperowanych i prawdopodobnie zradykalizowanych ludzi, którzy byli tylko nadgorliwi, by odpowiedzieć na wezwanie do rewolucji społecznej i polityki gospodarczej, która byłaby niezgodna z międzynarodowym systemem wolnej przedsiębiorczości, wolnego handlu i wolnych inwestycji, mającym uratować Stany Zjednoczone i cały świat”.
Antyfaszystowskie, demokratyczne NiemcyW lipcu/sierpniu 1945 roku atmosfera dawała poczucie tego, co miało nadejść. Pierwszą kwestią był los pokonanych Niemiec. Na początku konferencji poczdamskiej plany rozbioru kraju były nieaktualne; cztery strefy okupacyjne, uzgodnione na konferencji jałtańskiej „Wielkiej Trójki” w dniach 4-11 lutego 1945 roku, miały być rozwiązaniem tymczasowym i nie miały uniemożliwić utworzenia nowego, zjednoczonego państwa niemieckiego. Nie ulegało wątpliwości, że Niemcy odstąpią swoje dawne terytoria wschodnie Związkowi Radzieckiemu, Polsce i Czechosłowacji, a nowa granica wschodnia będzie przebiegać wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej. Oznaczało to masową wymianę ludności, eufemistycznie nazywaną przez wielu dotkniętych tym problemem Niemców „transferem”.
Powojenne Niemcy, podzielone na cztery strefy okupacyjne – w tym Francję jako zwycięskie mocarstwo – otrzymały cztery założenia, cztery wielkie „D”: denazyfikację, demilitaryzację, decentralizację i demokratyzację, aby „dać narodowi niemieckiemu możliwość przygotowania się do odbudowy życia na demokratycznych i pokojowych zasadach”, jak głosi umowa poczdamska. Należy pamiętać, że początkowo były to wytyczne dla militarnie pokonanych Niemiec, a nie fundamenty nowego porządku świata.
Było jasne, a rozbieżne praktyki w strefach okupacyjnych na wschodzie i zachodzie wkrótce to pokazały, że te ambitne cele były różnie rozumiane przez osoby zaangażowane. Dotyczyło to w szczególności „demokratyzacji”, którą można było i rzeczywiście interpretowano na różne sposoby: z jednej strony, aby zabezpieczyć – choć zmodyfikowane, zdenazizowane i częściowo zdecentralizowane – stosunki władzy i własności niemieckiego kapitału, z drugiej zaś, aby je przezwyciężyć, kierując się być może socjalistycznym, ale ostatecznie implikującym sowiecko-stalinowski model społeczny.
Porozumienia poruszały również kwestię sposobów radzenia sobie ze skutkami wojny i tego, kto będzie odpowiedzialny za wypłatę reparacji. Pomimo pewnych ustępstw, umowa ta okazała się szkodliwa dla Związku Radzieckiego i jego strefy okupacyjnej. Niemcy Wschodnie musiały zapłacić znacznie wyższe reparacje, a także poniosły duże straty w wyniku niekiedy arbitralnego demontażu. Alianci osiągnęli porozumienie w sprawie karnego ścigania zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, co zostało następnie poważnie zaostrzone podczas procesów norymberskich w latach 1945/46 i w latach następnych. Zasady norymberskie położyły również podwaliny pod nowoczesne międzynarodowe prawo karne.
Zgodnie z historyczną, dobrze znaną tradycją imperialną, „Wielka Trójka” wyznaczyła swoje strefy wpływów w Poczdamie w 1945 r. bez konsultacji z narodem.
Zgodnie z dobrze znaną historyczną tradycją imperialną, „Wielka Trójka” wyznaczyła swoje strefy wpływów. Zapewniło to status quo w Europie Wschodniej, a także na Bliskim Wschodzie, zarówno dla zwycięskiego mocarstwa wschodniego, jak i mocarstw zachodnich. Jednakże dotknięte tym narody, a często nawet ich przedstawiciele polityczni, nie byli konsultowani; musieli pogodzić się ze swoim losem. Wśród tych, którzy cierpieli i musieli się dostosować, byli zachodnioeuropejscy komuniści i socjaliści, którzy w tej konstelacji zostali zmuszeni do porzucenia swoich rewolucyjnych wizji. Narodowo-socjalistyczne ruchy wyzwoleńcze, takie jak te w Iranie, Wietnamie i Chinach, również początkowo odczuwały to zjawisko. W tym czasie chińskie miejsce w ONZ zajmował przedstawiciel antykomunistycznego rządu Czang Kaj-szeka.
Rozwój społeczny często podlega jednak niekontrolowanej dynamice; słabości jednej strony są natychmiast wykorzystywane przez drugą. A jednak przez ponad cztery dekady dwubiegunowy porządek świata, zapoczątkowany na konferencji poczdamskiej, pozostawał w ogólnych zarysach. Wszystkie strony zobowiązały się traktować strefę wpływów drugiej strony jako nienaruszalną. Tak było niezależnie od tego, czy w Iranie czy Gwatemali doszło do rewolucji, czy też realna socjalistyczna droga, którą wyznaczyła Moskwa, była kwestionowana w Berlinie, Budapeszcie, Pradze czy Warszawie. Działało to tak długo, jak obie strony rozwijały się gospodarczo i utrzymywały się w ryzach militarnych, zwłaszcza że nowo powstający „blok komunistyczny” był w stanie zaistnieć w rywalizacji między systemami.
Dobre dwadzieścia lat po Poczdamie to państwa Układu Warszawskiego wystąpiły z inicjatywą zwołania Konferencji Bezpieczeństwa Europejskiego, inicjując tzw. proces KBWE. Głównym celem było ustanowienie nienaruszalności granic i stref wpływów różnych systemów w świetle prawa międzynarodowego. Przedstawiciele sojuszu wschodniego nie zauważyli jednak, że świat ewoluował i sama siła militarna w obliczu impasu nuklearnego już nie wystarczała. Osiągnięcia socjalne państw realnie socjalistycznych przestały zaspokajać rosnące potrzeby jednostek i zderzyły się z potęgą gospodarczą; gospodarka tzw. „bloku wschodniego” cierpiała na niezdolność do reform. Tymczasem na Zachodzie narastał nowy neoliberalny przewrót, pozornie wymierzony w interesy jednostki, osłabiając siły opozycyjne, które próbowały powstrzymać kapitalizm po 1945 roku za pomocą państwa opiekuńczego i innych działań demokratyzacyjnych. Przede wszystkim jednak państwa zachodnie oparły się teraz na tej części praw człowieka, która ich zdaniem nadawała się do podważenia quasi-monolitycznych państw realnego socjalizmu: na indywidualnych prawach człowieka, na apelu o wolności obywatelskie, który za sprawą medialnej popularności, szlachetnych słów i twardej waluty sugerował obywatelom Warszawy, Pragi czy Berlina, że zabezpieczenie społeczne nie jest złą rzeczą, ale że swoboda podróżowania, przedsiębiorczości i samostanowienia jednostki są jeszcze ważniejsze w obliczu wszechmocy państwa i partii.
Tak, w 1945 roku w Poczdamie ustanowiono porządek świata, który obiecywał pokój, przynajmniej w Europie, lecz który często balansował na krawędzi nuklearnej zagłady, umożliwił rewolucje socjalistyczne w Wietnamie, Chinach i na Kubie oraz doświadczył procesu dekolonizacji wspieranego przez „obóz socjalistyczny” – ale ostatecznie zakończył się on poważną zmianą w międzynarodowej równowadze sił i utratą atrakcyjności oraz zdolności obronnych jednej ze stron, realnego socjalizmu.
Ten nagły koniec został przypieczętowany spotkaniem na szczycie w burzliwą noc u wybrzeży Malty z 2 na 3 grudnia 1989 roku na pokładzie radzieckiego statku wycieczkowego „Maxim Gorki”, pomiędzy ostatnim sekretarzem generalnym KPZR, Michaiłem Gorbaczowem, a ówczesnym prezydentem USA George’em W. Bushem seniorem. Miejsce spotkania zostało celowo wybrane: Roosevelt i Churchill spotkali się na Malcie w lutym 1945 roku, aby skoordynować negocjacje ze Stalinem. Gorbaczow oświadczył wówczas na wspólnej konferencji prasowej: „Świat opuszcza jedną erę i wkracza w kolejną. Jesteśmy na początku długiej drogi do ery pokoju. Groźba przemocy, nieufności oraz walki psychologicznej i ideologicznej powinna należeć do przeszłości”. Bush powiedział: „Możemy osiągnąć trwały pokój i przekształcić stosunki Wschód-Zachód w trwałą współpracę”. Piękne słowa, jak się wkrótce okazało, były bezużyteczne. Porządek świata z Jałty i Poczdamu dobiegł końca. A idea KBWE wkrótce również zbladła.
Krąg ten zamknął się konferencją w Poczdamie „Wielkiej Trójki” oraz „Szczytem Choroby Morskiej”, jak dziennikarze nazwali spotkanie na Malcie w 1989 r. z powodu wzburzonego Morza Śródziemnego, co z perspektywy czasu można uznać za mocny symbol burzliwych lat światowej polityki, które nastąpiły później.
Berliński historyk dr Stefan Bollinger jest członkiem Komisji Historycznej Partii Lewicy i Towarzystwa Leibniza.
nd-aktuell